Czy wiesz, że autosabotaż może przyjąć różne formy? Znasz to uczucie oddalenia się od siebie? Zapraszam Cię do przeczytania wpisu z cyklu „Artykuł absolwentki Szkoły Ajurwedy”. Katarzyna Durlak opisuje w nim, co się dzieje, gdy poszczególne dosze tracą stan równowagi. Sprawdź, czy któreś z zachowań nie jest Ci bliskie…
Miłość do siebie według Ajurwedy przychodzi wraz z akceptacją i pełnym zrozumieniem tego, kim się jest. Przychodzi w zadbaniu i zauważeniu każdej z części: ciała, umysłu i duszy.
Kiedy oddalamy się od siebie, stanu naszej wewnętrznej harmonii, Sattwy, stopniowo zaczynamy się gubić, podważać, atakować czy chronić. Ogarnia nas zwątpienie, zapomnienie, wypieranie – autosabotaż.
Każdy ma w sobie taki rodzaj zasłony, przykrycia, rozproszenia uwagi, który powoduje, że nie widać, kim naprawdę jest. Podważamy swoje decyzje, wątpimy w talenty, przestajemy marzyć. Bronimy się przed czymś, utrudniając sobie życie. Trudno nam to zatrzymać, wydaje się bardzo subtelne, ale zawsze silniejsze.
Autosabotaż może przyjmować różne formy, tak jak różne są dosze w Ajurwedzie i ich strategie na oddalanie się od siebie lub ucieczkę przed czuciem, czy dyskomfortem.
Kiedy już jesteśmy w stanie nierównowagi, to dążymy świadomie lub nie do jej pogłębienia. Podobieństwa się wtedy rzeczywiście mocno przyciągają.
Przychodzi taki czas, że jest już za dużo książek, filmów, nowych kursów, warsztatów, dodatkowych zajęć, pracy. A jednak ciągle w środku ten sam głos, który chce więcej. Bardzo trudno się zatrzymać, pojawia się lęk, rozproszenie, duża pobudliwość, trochę tak, jakby wszystko fruwało.
Nie można też wybrać, bo samo podejmowanie decyzji jest praktycznie w tym stanie niemożliwe i stresujące. Do tego jeszcze to uczucie, że pomimo tylu rzeczy, które się robi i zdolności, które się ma, nie jest się wystarczająco dobrym.
Kiedy to się pojawia? Kiedy coraz głośniej zaczyna w Vacie pracować głos, który mówi: „To, czego szukasz, jest na zewnątrz. Szukaj dalej”. Kiedy czuje, że jest niewystarczająca, kiedy powstaje niedosyt, który nie jest inspirujący, a zabiera od siebie. Oddalona od swojego centrum Vata traci grunt pod nogami, jest wszędzie, tak jak wiatr, ale nie ma jej w sobie.
Buzuje lekka irytacja, ale z czasem budzi się smok, który spala wszystko, co pojawi się na drodze. Jest też niezadowolenie, wymagania, krytyczność i bardzo dużo powagi. Napięcie, jakie temu towarzyszy, jest praktycznie niemożliwe do zniesienia.
Poziom skupienia i kontroli powoduje, że czas na pracę wychodzi poza ramy. Osiągnięcia i rywalizacja zabierają radość życia.
Otoczenie źle to znosi, ale najgorzej z samą Pittą, która zostaje sama, wysoko ponad innymi, przepracowana, przegrzana i zupełnie w całej obronie swoich racji, niezauważająca, co się z nią stało.
Moment, kiedy Pitta przestaje cieszyć się życiem, powinien być sygnałem alarmującym, bo tam wychodzi na pierwszy plan głos, który mówi: „Muszę być perfekcyjna, jeszcze nie jest idealnie, nie odpuszczę”. Ta wewnętrzna opresja sprawia, że Pitta przestaje ufać innym, ale przede wszystkim sobie i bardzo trudno jest jej wejść w stan relaksu i rozluźnienia.
Jest tylko takie mlaśnięcie, westchnięcie i machnięcie ręką. Dla Kaphy pozorne samozadowolenie jest czymś, co na bardzo długo potrafi ją zatrzymać. Staje się nieugięta, oporująca i przeczekuje w spokojnym, bezpiecznym miejscu.
Wszystko to powoli zaczyna wychodzić bokiem albo boczkiem. Stłumione emocje, akumulowanie stresu, nuda znajdują ukojenie w jedzeniu, gromadzeniu rzeczy, braku ruchu i bierności.
Nawet wtedy jedyne co Kapha usłyszy to: „Jest dobrze, tak jak jest. Po co to zmieniać”. Ten głos sabotuje potrzebę zmiany, ruchu, doświadczania życia. Daje poczucie najlepszego przyjaciela, który poklepuje po plecach, mówiąc, że tak właśnie jest najlepiej. A Kapha na kanapie, przed telewizorem ogląda cudze życie, przegryzając kawałek sera.
Kiedy uczymy się rozpoznawać dynamiki dosz, łatwiej wychwycić ten schemat sabotażu, który zawiaduje naszym życiem.
Otwiera się wówczas możliwość wyboru, decyzji – czy podążam za tym głosem, czy za sobą.
A ten głos zawsze wprowadza jakiś rodzaj nierównowagi, najpierw w umyśle, potem w coraz mniej subtelny sposób, przechodząc do ciała poprzez najróżniejsze choroby. Nigdy też nie działa na naszą korzyść, chroni nas jedynie przed dostępem do naszej mocy. Jest też rodzajem nawyku, pojawia się automatycznie i potrafi brzmieć bardzo przekonująco.
Nasza prawdziwa natura jest zupełnie inna i pięknie o tym pisze Marianne Williamson w książce „Powrót do Miłości”:
Przyszliśmy na świat wyposażeni w doskonałe oprogramowanie. Posiadaliśmy naturalną skłonność do skupiania się na miłości. Potrafiliśmy czerpać z naszej twórczej i płodnej wyobraźni. Byliśmy połączeni ze światem znacznie bogatszym niż ten, do którego jesteśmy podłączeni obecnie, ze światem pełnym uroku i poczucia cudowności.(…) Podróż duchowa to proces usuwania – oduczania się – lęku i zgoda na miłość, która powraca do naszych serc.
Katarzyna Durlak
*Katarzyna Durlak z wykształcenia jest architektem wnętrz, zdobywając wiedzę na temat designu, uwrażliwiła się na piękno i harmonię. Jej historia na drodze uzdrawiania i rozwoju osobistego zaczęła się 8 lat temu. Zostawiła wszystko, co było jej znane, zawód, swoje miasto, znajomych i przeszła proces wychodzenia z choroby. Jak sama mówi, było to doświadczenie graniczne. Ajurweda pojawiła się na jej drodze w momencie, kiedy potrzebowała kolejnego drogowskazu. Dzisiaj dzięki Ajurwedzie odkrywa zasoby spokoju i stabilności, które działają kojąco na innych. Fascynuje ją odkrywanie magii życia codziennego i podążanie za intuicją. Kasia jest absolwentką Szkoły Ajurwedy części pierwszej i drugiej.