Pasja do Ajurwedy przekuta w siedmiocyfrowy biznes
Podcast Agni Ajurweda #116: Konsultantka dla ludzi i ich psów. Rozmowa z Anną Jeziorowską
23 sierpnia 2022
Podcast Agni Ajurweda #117: Asertywność po ajurwedyjsku.Rozmowa z Dianą Mazur
30 sierpnia 2022

Pasja do Ajurwedy przekuta w siedmiocyfrowy biznes

25 sierpnia 2022

Jak wyglądała biznesowa droga Agni Ajurweda od samego początku? Jakie kroki trzeba było podjąć, by zrealizować marzenie o szerzeniu Ajurwedy zrozumiale i dostępnie? Przeczytasz w tym wpisie, prezentującym tekst, który ukazał się w Pulsie Biznesu.

Maria Nowak-Szabat razem z mężem prowadzi szkołę Agni Ajurweda, pomaga kobietom biznesu w pogodzeniu życia osobistego z zawodowym. Długo szukała własnej drogi. Dopiero w Indiach przekonała się, czego naprawdę chce. Znalazła swoje miejsce na Podlasiu  i jest szczęśliwa – prywatnie i zawodowo.

Ajurweda jest jak latarnia morska – pomaga utrzymać właściwy kurs bez względu na przechodzące burze – uważa Maria Nowak-Szabat, prowadząca szkołę Agni Ajurweda.

Przyszła nauczycielka ajurwedy, terapeutka i psycholożka, wychowała się na wsi niedaleko miejscowości Klucze – to na terenie tej gminy leży Pustynia Błędowska. Do liceum musiała dojeżdżać, a że często chodziła na wagary, wysiadała w połowie drogi – w Kluczach, które mają również przepiękne lasy sosnowe.

– Spacerowałam godzinami albo spędzałam czas jeszcze bardziej kreatywnie – lepiąc doniczki ceramiczne w porze lekcji matematyki i fizyki – żartuje Maria Nowak-Szabat.

Na wagarach poznała też przyszłego męża. Marzyła o studiach, ale nie miała sprecyzowanych planów. Najlepsza była z polskiego, więc poszła na polonistykę. 

– Perspektywa dostania się na uczelnię w Krakowie onieśmielała mnie, więc wybrałam kierunek z przedmiotu, w którym byłam dobra. Poza tym zawsze chciałam uczyć. Miałam też wyobrażenia o studiach. Niestety, spotkało mnie rozczarowanie już na pierwszym roku – wspomina właścicielka szkoły Agni Ajurweda.

Odżyła, kiedy na studiach zaczęła się teoria języka i psychologia dla nauczycieli. Zaczęła jednak myśleć, co może zrobić, żeby czuć się przygotowana do dorosłego życia, o którym tak marzyła, wyrywając się z rodzinnego domu do dużego miasta.

– Przyjaciółka chciała spełnić swoje marzenie i złożyła papiery na psychologię. Dołączyłam do niej – mówi Maria Nowak-Szabat.

Ratunek w jodze

Na psychologię poszła jako osoba świadoma i czerpała z niej pełnymi garściami. Od początku miała praktyki – prowadziła zajęcia z twórczego myślenia dla dzieci, pracowała też młodzieżą, z seniorami i w biznesie.

– Wykorzystałam ten czas na 200 proc. Byłam bardzo zaangażowana i pełna entuzjazmu. Z czasem zaczęłam jednak przeżywać rozczarowanie. Zobaczyłam, jakimi ludźmi są psychologowie. Widziałam, że o siebie nie dbają, piją bardzo dużo kawy. Trener zawsze przynosił na warsztaty dwulitrową colę, jadł też ogromne ilości słodyczy. To była duża rozbieżność między tym, czego wykładowcy uczą, a tym, co pokazują na co dzień. Teoria była dla mnie fascynująca i bardzo pomocna, ale dotyczyła głównie umysłu i emocji. Ciało zostawało zaniedbane. Tylko nieliczni wykładowcy i studenci patrzyli na ciało poniżej szyi, na to, co dzieje się z rękami, z brzuchem. Chciałam żyć zdrowo – opowiada Maria Nowak-Szabat.

Sama też miała trudny okres w życiu. Intensywnie studiowała na dwóch kierunkach, wspierała dziadków, którzy ją wychowywali, bo wcześnie straciła mamę, umierał też jej tata. To wszystko przełożyło się na problemy zdrowotne młodej studentki.

– Bardzo często bolała mnie głowa, wiecznie było mi zimno. Zaczęłam zajadać emocje. Pewnego dnia zjadłam trzy batoniki i wtedy zdałam sobie sprawę, że trzeba coś z tym zrobić. Zwłaszcza że zaczął mnie boleć kręgosłup, bo za dużo siedziałam na wykładach i ucząc się. Czułam dyskomfort psychiczny i fizyczny – podkreśla.

Dzisiaj z chorobami psychosomatycznymi, które wynikają ze stresu i z napięcia, spotyka się bardzo często, choć wciąż nie są nazwane i często zaniedbywane przez lekarzy,mimo że pacjent cierpi, czuje się osłabiony, spięty, ma uczucie sztywności kręgosłupa.

– Moja mentorka mówiła, że często umysł jest jak ferrari, a ciało jak rower. To zaczęło mi bardzo przeszkadzać. Zainteresowałam się wtedy jogą. Moja pierwsza nauczycielka zajmowała się ajurwedą. Wyglądała jak chodząca wizytówka, oczy jej lśniły, miała gładką cerę mimo siwych włosów. Też tak chciałam – śmieje się Maria Nowak-Szabat. 

Zaczęła zajmować się ajurwedą najpierw dla siebie samej, aby kilka lat później postawić wszystko na jedną kartę.

W brzmieniu mantr

Przez cały czas studiów wyjeżdżała w wakacje do Danii, żeby pracować na festiwalach muzycznych, zbierając puszki i kubki do skupu.

– Sponsorem był browar. Piwo się lało, ale były punkty, do których można było oddawać kubki i puszki. Potrafiłam schować dumę do kieszeni. W kilka dni zarabiałam tyle, ile moje koleżanki przez trzy miesiące jako kelnerki. To była ciężka fizyczna praca, dla wielu nie do zniesienia, ale też szkoła pokory i nieprzywiązywania się do tego, jak ludzie człowieka postrzegają – tłumaczy Maria Nowak-Szabat.

Trudna szkoła umożliwiała jednak wyjazdy na wakacje lub zapisanie się na szkolenie dla nauczycieli jogi. Wtedy już marzyła o Indiach. Dzisiaj wie, że warto było tam pojechać, zainwestować w siebie i przekuć pasję w biznes. Pojechał z nią przyszły mąż. Miał uczyć się masaży i panchakarmy – terapii ajurwedyjskiej, a ona zajmować się konsultacjami.

– Spotkaliśmy się z nauczycielką, która zadała nam pytanie, czy chcemy zajmować się ajurwedą hobbystycznie czy zawodowo. Dla nas było jasne, że zawodowo. Powiedziała, że musimy ukończyć oba kursy. Słowo musisz było kluczowe, bo oboje musieliśmy wiedzieć, jak rozmawiać z ludźmi, jak ich zdiagnozować – mówi Maria Nowak-Szabat.

Uczyli się na północy Indii, w miejscowości Dharamsala – enklawie Tybetańczyków z siedzibą dalajlamy na wysokości 2 tys. m. Na ulicach było słychać więcej mantr niż Hindusów.

– Przepiękne miejsce do chłonięcia ajurwedy. Indie były wtedy na tyle tanim krajem, że mogliśmy skupić się tylko na nauce. Tak spędziliśmy trzy miesiące – uśmiecha się, wspominając dawne czasy.

Po przyjeździe do Europy wrócili do poprzednich zajęć. Michał do pracy kucharza w Irlandii, a Maria – psycholożki i trenerki. Przeprowadziła się na Sycylię, gdzie przez osiem miesięcy miała staż w międzynarodowej organizacji.

– Czułam jednak, że to nie jest moje miejsce. Wszystko wydawało się cudowne na etapie składania wniosku i pozyskiwania funduszy unijnych, ale realnie to było osiem, dziewięć godzin wykonywania żmudnych prac – wspomina właścicielka szkoły Agni Ajurweda.

Podróż życia

Byli parą przez 14 lat, ale wciąż żyli na odległość. Maria postanowiła więc, że czas spełnić obietnicę złożoną chłopakowi jeszcze na studiach.

– Obiecałam, że jak skończę studia, a wszystko trwało osiem lat, pojedziemy w podróż dookoła świata. Przez dziesięć miesięcy podróżowaliśmy w wersji niskobudżetowej i bardzo kreatywnej, czasem w ekstremalnych warunkach – wspomina.

Byli w Nowej Zelandii, Tajlandii, Nepalu i w Indiach. Dużo się nauczyli i dowiedzieli o sobie. Wiedzieli już, że zostaną małżeństwem. Wrócili zaręczeni.

– Wszyscy czekali, że opowiemy o rozstaniu, a ja wtedy wyciągałam rękę z pierścionkiem – śmieje się Maria Nowak-Szabat.

Teraz świętują dziesiątą rocznicę ślubu. Założyli też działalność gospodarczą, bo oboje chcieli zajmować się ajurwedą, pokazywać ludziom, jak można wykorzystać ją w codziennym życiu.

– To wymaga tylko drobnych zmian w sposobie życia, w nawykach – ile pijemy, o której kładziemy się spać. Poczułam powołanie, aby uczyć ajurwedy. Wiedziałam, że nie chcę zajmować się dyscyplinami, które wydają mi się niekompletne, wycinkowe. Mąż był świetnym kucharzem. Pracował w prestiżowej restauracji w Irlandii. Ja się dobrze zapowiadałam jako psycholożka, więc przewróciliśmy swoje życie do góry nogami – podkreśla Maria Nowak-Szabat.

Pierwsze kroki w biznesie

Marzenie jednak spełniła. Od piątego roku życia chciała być nauczycielką i uczy – tylko inaczej niż na lekcjach języka polskiego w szkole. 

– Jestem nauczycielką. Najwięcej satysfakcji przynosi mi kształcenie konsultantek ajurwedyjskich. W ofercie mamy wiele kursów online, ale moim oczkiem w głowie jest szkoła ajurwedy, w której spełniam swoje powołanie do uczenia – głównie kobiet – w taki sposób, żeby wiedzę mogły nieść dalej – tłumaczy.

Niektóre szerzą ją tylko w rodzinie, a inne postanawiają uczyć dalej.

– Uzdrawianie nie jest słowem na wyrost, bo kobiety przychodzą do nas w trudnych życiowych sytuacjach, w cierpieniu fizycznym albo emocjonalnym, w poczuciu zagubienia, wypalenia zawodowego.

Odzyskują same siebie, a potem pomagają swoim bliskim lub idą dalej i zaczynają zajmować się tym zawodowo. Czasem łączą to ze swoją praktyką. Bardzo lubię obserwować, jak lekarze w Polsce otwierają się na ajurwedę – mówi Maria Nowak-Szabat.

Założenie firmy było jednak wyzwaniem. Zwłaszcza że chcieli już zostać rodzicami.

– Długo nie chcieliśmy mieć dzieci, żeby mieć wolność i niezależność. Dopiero gdy poczuliśmy się gotowi, poczęliśmy naszą Jagódkę. Urodziła się kilka miesięcy po założeniu działalności. Teraz ma prawie osiem lat, nasza firma jest więc prawie w tym samym wieku. Najbardziej intensywny okres rozwoju zawodowego połączył się więc z najbardziej trudnym dla rodziców – śmieje się mentorka.

Po dwóch latach do Jagódki dołączył Kazio. Młode małżeństwo przeżywało więc różne momenty, tworząc firmę, która teraz jest już siedmiocyfrowym biznesem.

– To był duży wysiłek mój i męża. Wyzwaniem było podzielenie się obowiązkami. Musieliśmy rozpoznać, kto w czym jest dobry. Teraz tego uczę przedsiębiorców, którzy przychodzą na kursy pokazujące, jak ajurweda może pomóc w prowadzeniu biznesu. Uczę, jak mogą poznać swoje mocne strony, a jak pięty achillesowe – tłumaczy.

Rozwijali firmę, ale bardzo pilnowali, żeby łączyć pracę z rodzicielstwem i utrzymywaniem bliskiej więzi ze sobą.

– Zawsze było dla nas ważne, żebyśmy nie stracili z oczu siebie, żebyśmy nadal mieli dla siebie czas. Jako partnerzy i przyjaciele. W tym wieku wielu biznesmenów i bizneswoman trafia na konsultacje i opowiada o cenie, jaką zapłacili za rozwój swoich firm. Ta cena ma również aspekt fizyczny. Stąd niedoczynność tarczycy, nadwaga, małe libido, ale też często aspekt relacyjny. Nasłuchałam się wielu opowieści o ludziach, którzy żyją pod jednym dachem w pięknym domu, ale są sobie obcy. O dzieciach, których się nie widzi całymi dniami, bo jest się w pracy – podkreśla Maria Nowak-Szabat.

* Cały artykuł przeczytasz tutaj.

Źródło: Puls Biznesu


  • Jeśli prowadzisz holistyczny biznes lub przymierzasz się do takiego biznesu, sprawdź 6-miesięczny program „Ajurweda-Biznes-Coaching”. Jest to wyjątkowa propozycja, która przeniesie Ciebie i Twój biznes na wyższy poziom. Odkryjesz swoje mocne strony i osłonisz pięty achillesowe. 
  • Jak podejść do prowadzenia biznesu? Co zrobić, by biznes korzystał z Twoich asów w rękawie, a nie energii życiowej? Przeczytaj w tym wpisie o prowadzeniu biznesu holistycznie.

Powiązane wpisy

Zapisz się na listę oczekujących

Zapisz się na listę oczekujących

Zapisz się na listę oczekujących