W czwartym wpisie cyklu „Historie przemian z Ajurwedą” zapraszam Cię do poznania poruszającej opowieści Anny. Ta historia to kwintesencja ajurwedyjskiego holistycznego podejścia do życia i zdrowia. Pięknie widać w niej to, co moje klientki często określają jako poczucie wracania do domu, jakie daje im Ajurweda.
Pamiętam czerwiec 2018 roku.
W tamtym czasie byłam na etapie „wracania do siebie”.
Niby miałam wszystko, co chciałam a jednocześnie czułam, że jestem w rozsypce.
Nie miałam pomysłu, jak się pozbierać.
Bycie podwójną mamą, skoncentrowaną na rodzinie i dzieciach nie ułatwiało mi tego.
Paradoks polegał na tym, że miałam zrealizowane wszystkie założone jakiś czas temu cele.
Czułam, że moje życie pędzi a ja nie daję już rady…
Miałam dręczące poczucie jakiegoś braku.
Czułam, że coś gubię, że nie jest mi dobrze ze sobą.
Czasami miałam wrażenie, że nie jestem sobą.
Miałam poczucie, że emocje i stres z całego życia „wylewają się ze mnie”.
Zaczęłam zastanawiać się, co takiego się dzieje, że zaczynam chorować, czuć się źle fizycznie i w środku…
Aż tu nagle, przypadkiem, trafiłam na webinar, który zachęcał do przystąpienia do Klubu (wówczas) Miłośników Ajurwedy.
Słuchałam Marii z uwagą, z dzieckiem przy piersi.
To, o czym mówiła, było to dla mnie czymś dziwnym i niesamowitym, odległym.
Mówiła o Ajurwedzie, o jedności ciała, duszy, umysłu.
Zachęcił mnie sens tego, co słyszę, magnetyzm, który słyszałam w jej głosie.
Zaprosił spokój, którego potrzebowałam w tamtym czasie dla siebie jak najwięcej.
Przekonało podejście, które ze swojego założenia mnie ujęło: Ajurweda i jej holistyczne podejście do życia.
Pomyślałam, że z jednej strony to jest oczywiste jak słońce a jednocześnie niedostępne w żadnym miejscu, które znam.
Bardzo chciałam w tamtym czasie uchwycić siebie jako całość,
pobyć przy sobie,
znaleźć mentorkę, która pokaże mi drogę, jaką jeszcze nie szłam.
I w zasadzie pierwszy raz w życiu zaufałam czemuś, co brzmiało tak odlegle i dziwnie – Ajurwedzie (wiedzy o tym, jak żyć).
Zapłaciłam pierwszy raz w życiu za kurs online, który dał mi możliwość korzystania z tej wiedzy w swoim tempie, w czasie który był dla mnie dogodny.
Było to możliwe przy małym dziecku, a w tamtym czasie miałam poczucie, że mało rzeczy jest dla mnie dostępnych.
Sączyłam tę wiedzę stopniowo.
Czerpałam z tego spokoju w głosie Marii. Czułam połączenie z drugim człowiekiem, który dzieli się historią swojego życia, swoją drogą, swoją misją.
Zaufałam i poczułam się zachęcona, żeby spróbować pomóc sobie, zmieniając swoje nawyki.
Od tego czasu uczyłam się koncentracji na tym, czego słucham.
I zrozumiałam, że wielozadaniowość, w którą wierzyłam „nie istnieje” albo co najmniej się nie sprawdza, jeśli potrzebuję zajrzeć w siebie.
To co słyszałam zachęcało do przyglądania się sobie i swoim emocjom.
Do dania sobie na to czasu.
Przekonywało mnie to, że warto sprawdzić,
na ile dotychczasowy styl życia wpływa na moje samopoczucie.
Pozwoliło mi to pooglądać moje nawyki,
zatrzymać się przy tym i sprawdzić, co mogę zmienić,
żeby poczuć się lepiej.
Zaczęłam od mniejszej ilości kawy i cukru.
Z rytmem dobowym przy malutkim dziecku nie było łatwo. Czekałam, aż przyjdzie odpowiedni moment.
Decydowałam na bieżąco i robiłam różne rzeczy stopniowo.
Uczyłam się odpoczywania, kiedy jestem zmęczona.
Słuchania swojego ciała.
W zasadzie odkryłam, że mam ciało, które woła, daje sygnały, prosi o więcej szacunku…
Po jakimś czasie, sama nie wiem kiedy, włączył mi się taki zmysł,
który intuicyjnie popychał mnie ku większej ilości czasu bliżej natury, zdrowszego jedzenia, słuchania siebie, dbania o głębokie relacje z ludźmi.
Zaczęłam w sytuacji, która jest trudna i jak mi się wydawało wyłącznie ograniczająca, widzieć szansę na zbliżenie się do siebie.
W kolejnych webinarach Agni padały kolejne pytania,
które mnie prowadziły, zachęcały do większego ufania sobie, otwierania się na świat.
Pamiętam przełom roku 2018/2019, kiedy posłuchałam o mapie marzeń. Zainspirowało mnie to do pomyśleniu o sobie i swoim rozwoju w 9 obszarach.
Wycinałam obrazki z gazet, drukowałam zdjęcia, cytaty, szukałam swoich słów kluczy.
Zbierałam je kilka tygodni.
Zmęczyłam się tym, jak można się zmęczyć intensywnie wykonywaną pracą. Było to jedno z zadań, które z małym dzieckiem było trudne do wykonania od A-Z w ciągu jednego dnia.
Miałam łącznie 6-8 godzin na tę pracę w parę tygodni.
Kiedy skończyłam myślenie, zbieranie kolorowych wycinków, klejenie ich, efekt mnie zachwycił…
Zrobiłam coś, co było wówczas bardzo trudne.
Wymagało po pierwsze zastanowienia się, czego chcę.
Nie czego „nie chcę”, a właśnie czego chcę.
Poczułam tę różnicę.
Od tego czasu zaczęły się rzeczy niesamowite.
Po kolejnym kursie („Dharma z Ajurwedą”) poczułam, że słyszę, co mówi mi mój wewnętrzny głos, co mówi do mnie Wszechświat.
Weszłam na drogę rozwoju.
Jestem na niej i idę w swoim tempie, by być najlepszą wersją siebie i dać światu kawałek siebie w zgodzie z moimi naturalnymi predyspozycjami.
I daję sobie czas na zmianę nawyków i przekonań, które mnie osłabiają. Mam więcej odwagi do tego, żeby działać, mylić się, zmieniać to, co nie działa i „dawać z serca”.
Jestem w drodze.
Biorę z Ajurwedy tyle, ile jestem w stanie i tyle, na ile mam możliwość.
Wiem, co służy mnie i moim najbliższym.
Korzystam ze swoich zasobów najlepiej jak to możliwe
i dzielę się swoją wiedzą i umiejętnościami z innymi.
Poczułam swoją życiową misję i jestem szczęśliwa.