W nowym wpisie z cyklu „Historie przemian z Ajurwedą” przedstawiam Ci kolejną piękną kobietę o imieniu Monika. Jej opowieść to dowód na to, że jeśli ziarno ajurwedyjskiej wiedzy padnie na podatny gruntu, to w końcu da piękny plon w postaci życiowej zmiany. Ten proces czasem trwa krócej, czasem dłużej, ale jeśli jesteś cierpliwa, nie napinasz się, nie masz nierealnych oczekiwań, to bądź pewna, że Ajurweda poprowadzi Cię dokładnie w miejsce, w którym powinnaś się znaleźć.
Moja historia z Ajurwedą zaczęła się trzy lata temu, od przeszukiwania internetu w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: „Skąd wzięła się moja przewlekła i bardzo utrudniająca życie biegunka i jak się z nią uporać?”.
Jestem lekarzem. Doskonale wiedziałam, że nie znajdę tej odpowiedzi u konwencjonalnego gastroenterologa. Hasło „zespół jelita drażliwego” to było dla mnie znacznie za mało. Nie wierzyłam (jak się okazało słusznie), że te wszystkie problemy, wynikają tylko z ukrytych i nieuświadomionych emocji.
Przeglądając różne strony, trafiłam na blogi o Ajurwedzie, a tam – na informacje o doszach i ogólne zalecenia dietetyczne dla każdej z nich. To było jak objawienie.
Dużo czytałam również o florze jelitowej. Dotarło do mnie, że moje dolegliwości były najpewniej wynikiem uprawianych od kilku lat biegów długodystansowych (trzy maratony, kilkanaście półmaratonów) i związanych z nimi wyczerpujących treningów. Stosując różne, naturalne metody, wróciłam mniej więcej do normalności.
Wówczas Ajurweda mnie oczarowała i zafascynowała… i na tym się skończyło.
Czas zmian
Wraz z początkiem 2020 roku rozpoczęła się moja wewnętrzna transformacja. W dużej mierze zawdzięczam ją mojej koleżance. Za jej sprawą odbyłam konsultację u lekarza tybetańskiego. Ta sama koleżanka zaprosiła mnie do wyzwania Deepaka Chopry „21 dni obfitości”. Wreszcie, dzięki jej polubieniu, na mojej tablicy na Facebooku wyświetlił mi się post zapraszający do kursu „Dharma z Ajurwedą”. Teraz widzę, jak wiele jej zawdzięczam!
Przypomniałam sobie mój zachwyt Ajurwedą i zapisałam się na ten kurs.
To były terapeutyczne wręcz doświadczenia, kiedy kilka razy pokonywałam swoje blokady, po to, by otworzyć serce i odkryć siebie. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że to wcale nie jest takie straszne. Świat nie zadrżał w posadach. Przeciwnie, było bardzo przyjemnie.
Ajurweda jest wielka
Potem przyszedł czas na „Psychologię ajurwedyjską”. I tu już przepadłam z kretesem. Odkrycie za odkryciem. Od tego czasu miałam ochotę wręcz kompulsywnie zapisywać się na wszystkie kursy organizowane przez Marysię. Chłonęłam wszystko, co było związane z Ajurwedą.
Lockdown, zwolnienie, które nastąpiło wiosną 2020 r. ,okazały się dla mnie szansą i początkiem rozwoju osobistego. Teraz wstaję o 4:30, żeby rano mieć czas poćwiczyć, praktykować jogę, pranajamy, medytować i ugotować świeże, ciepłe posiłki do pracy. Marzę, aby dołączyć do tego masaż, ale na 4 rano jeszcze nie jestem gotowa.
Ajurweda jest wielka! Marzę o połączeniu medycyny konwencjonalnej z Ajurwedą, rozszerzeniu horyzontów tej pierwszej albo o zmianie zawodu. Bo to, co proponuje teraz medycyna zachodnia, to za mało. Trochę tak jakby na podstawie trąby słonia próbować opisać jego całego.
- Zaciekawił Cię ten wpis? Poznaj inne historie przemian z Ajurwedą.
- Co lekarz specjalizujący się w medycynie konwencjonalnej sądzi o Ajurwedzie? Posłuchaj podcastu Agni, w którym rozmawiam na ten temat z dr Agatą Plech, specjalistką chorób oczu.