Zapraszam Cię do posłuchania Ewy Tyralik. Ewa jest mentorką dobrych rozmów. Pomaga odkryć o co chodzi, że nie wychodzi, chociaż chcesz, żeby wyszło. Daje skuteczne narzędzia, żeby się porozumieć i współpracować. Jest autorką książki o bardzo życiowym tytule “Ewka, co Cię ugryzło?”. Ewa brała udział w kursie “Zdrowa tarczyca z Ajurwedą” i na potrzeby tego kursu przygotowała tą lekcję, bardzo ważną dla nas, Polek (ze swej natury mających w sobie sporo Pitty i przekonanych, że “złość jest zła i złości się nie okazuje”).
Jeśli wolisz czytać, pod video znajdziesz transkrypcję.
Chciałabym podzielić się z Tobą tym, co wiem na temat złości i opowiedzieć Ci o tym, jak ją oswoiłam.
Moja historia ze złością może się wydawać trochę nietypowa. Kiedyś byłam przekonana, że w ogóle nie jestem złośnicą. Umiałam fantastycznie kontrolować swoje emocje. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach, kiedy zezłoszczenie się było bardzo uzasadnione, zachowywałam zimną krew. Z godnością wycofywałam się z danej sytuacji.
To wydawało mi się bardzo profesjonalne i słuszne. W pewien sposób tak było, ale prawda też jest taka, że od czasu do czasu zdarzały mi się kompletnie niekontrolowane wybuchy wściekłości. Zwykle dotyczyły jakiejś bardzo drobnej rzeczy. To było zarówno zaskakujące dla mnie jak i dla mojego otoczenia, które miało mnie za oazę spokoju. To jeszcze było do ogarnięcia, bo to się zdarzało bardzo rzadko.
Wszystko rypnęło się, kiedy 15 lat temu urodziło się moje dziecko.
Pewnie te z Was, które mają dzieci wiedzą, że kiedy po raz pierwszy w naszym życiu pojawia się młody człowiek, to zaczyna nam brakować energii na nawet najbardziej podstawowe rzeczy. Jesteśmy niewyspane, zmęczone, bywamy czasem głodne. I to był ten moment, w którym moja złość doszła do głosu.
Nagle się okazało, że gdy nie mam wszystkich mechanizmów pozwalających mi na kontrolowanie rzeczywistości i samej siebie to nagle wybuchałam złością o wszystko. Byłam jednym chodzącym kłębkiem złości. Mało tego, byłam nawet w stanie zdenerwować się na tę maleńką, płaczącą istotę – moją córkę. To mi dało wiele do myślenia. Stwierdziłam: Oj, coś tutaj nie gra.
Wtedy zaczęła się moja wielka przygoda rozwojowa. Z miesięcznym maluchem w nosidełku pojawiłam się na mojej pierwszej terapii. Tam zaczęłam się przyglądać mojej złości. Ta podróż trwa już 15 lat. Doprowadziła do tego, że odeszłam z korporacji. Zmieniłam zawód i teraz sama pomagam ludziom jakby lepiej rozumieć swoje emocje i wyrażać je w taki sposób, żeby były siłą, zamiast nas osłabiać.
Co mnie najbardziej zaciekawiło w tych moich odkryciach związanych ze złością? Po pierwsze to, że nawet, jeśli się nie złościsz to okazuje się, że możesz być całkiem niezłym złośnikiem albo całkiem niezłą złośnicą. Badacz złości Izaak Rubin podał kiedyś listę takich zachowań na które lubimy zamieniać złość. Bardzo chętnie Ci ją przeczytam, bo dla mnie ona była bardzo dużym odkryciem.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tę listę, uświadomiłam sobie, że naprawdę byłam niezłą złośnicą, tylko po prostu nie wyrażam mojej złości wprost. I to chyba zupełnie nie jest dziwne, bo od dziecka jesteśmy przyuczani do tego, że złość to nie jest emocja, którą dobrze jest wyrażać.
Są takie powiedzenia, które mówią, że “Złość piękności szkodzi”. Jest też taki pogląd, który mówi o tym, że jeżeli będziesz się złościć, to nie będziesz kobieca. Mężczyzno złość częściej uchodzi na sucho, bo jest często kojarzona z agresją. Ale jeśli jesteśmy kobietami, to tak naprawdę od dziecka jesteśmy uczone uległych wzorców zachowań.
Jesteśmy uczone tego, że im bardziej jesteśmy miłe, im bardziej nie wyrażamy tej emocji, tym bardziej jesteśmy za to nagradzane. I wtedy trudno się dziwić, że my tej złości nie chcemy i nie umiemy wyrażać. Szukamy sobie jakichkolwiek innych sposobów na co można by ją tu zamienić.
Zazwyczaj stawiamy złość w roli oskarżonego, którego obwiniamy za to, że niszczy nasze związki, naraża na krytykę i niechęć otoczenia, a czasami powoduje, że ponosi nas i mamy poczucie winy.
A gdyby tak odłożyć na bok te oskarżenia i wyobrazić sobie, że jesteśmy obrońcami złości? Kiedyś pomyślałam sobie:
Ogromną inspiracją było dla mnie porozumienie bez przemocy. To coś więcej niż metoda – to dla mnie to filozofia życia, która zakłada, że wszystkie emocje, które się pojawiają są niczym więcej, tylko wyrazem tego, że jakaś ważna dla mnie potrzeba jest spełniona albo niespełniona.
Inaczej mówiąc taka złość jest termometrem, który pokazuje, że jakaś moja ważna dla mnie potrzeba jest niespełniona. To dla mnie było odkrycie na miarę przewrotu kopernikańskiego.
Wcześniej myślałam, że jestem zezłoszczona, bo moje małe dziecko płacze. Bardzo łatwo przenosiłam tę złość na kogoś innego:
Źródła złości szukałam na zewnątrz. Porozumienie bez przemocy pokazało mi, że tak naprawdę źródło złości jest we mnie. Że to jest ten termometr, który mówi: Halo, pod spodem jest jakaś Twoja potrzeba niespełniona! Przyjrzyj się co to jest!
Popatrzcie co się wydarzyło: w momencie kiedy byłam młodą, niewyspaną mamą i zaczynałam odczuwać złość myślałam: Aha, o co tutaj chodzi? Jestem niewyspana, jestem zmęczona, potrzebuję odpoczynku i wsparcia.
I moje myśli przestawały się nakręcać wokół tego, że moje dziecko jest trudne, macierzyństwo okropne i że się porwałam z motyką na słońce. Takie myśli powodują, że spirala złości jeszcze bardziej w nas rośnie i negatywnych emocji pojawia się coraz więcej.
Zamiast tego przekierowywałam moje myśli na szukanie rozwiązań. Skoro jestem zmęczona, skoro potrzebuję wsparcia i skoro potrzebuję przede wszystkim wolności, to co mogę zrobić, żeby te potrzeby spełnić?
I nagle zaczęłam sięgać po pomoc. Poprosiłam o pomoc moją mamę i renegocjowałam z mężem te momenty kiedy wstawał do starszej córki. Dużo możliwości pojawiło się w momencie, gdy zajęłam się tą potrzebą. Zauważyłam, że moja złość zaczęła maleć.
Odkrycie, że źródłem złości są moje potrzeby, a czyjeś zachowanie na zewnątrz jest tylko swojego rodzaju bodźcem, było dla mnie ogromnie ważne.
Żeby przybliżyć Ci temat złości jeszcze bardziej, opowiem Ci historię z życia wziętą, kiedy to pakowaliśmy się na wakacje z moim mężem. Byłam z siebie bardzo dumna. Załadowałam wszystkie walizy do samochodu, ogarnęłam dzieciaki. To naprawdę ciężka praca, pochłaniająca siłę i energię. Mój mąż coś sobie kończył przy komputerze, wsiadł i pojechaliśmy.
Nagle pojawiła się we mnie ogromna złośća, że on nie dość, że nie pomaga, to jeszcze kompletnie nie szanuje mojej pracy. Potem pomyślałam sobie, że on taki jest po prostu, i że w ogóle faceci to świnie.
Widziałam jak moje myśli zaczynają się nakręcać. Od myśli: „On mi w ogóle nie pomaga i mnie nie szanuje” do myśli, że “Faceci to świnie, i że to w ogóle największy błąd, że kiedykolwiek wyszłam za mąż, a my kobiety to w ogóle jesteśmy biedne”.
Gdyby udało mi się zatrzymać wtedy tę sytuację i uchwycić potrzebę, czyli wziąć głębszy oddech i pomyśleć: „O co tutaj Ewka chodzi?!” to nie doszłoby do takiej eskalacji negatywnych myśli.
Chodziło tak naprawdę tylko o to, że chciałam być doceniona za mój wysiłek. Chciałam, żeby mój mąż powiedział: „Dzięki Tobie skończyłem moją pracę, załadowałaś te walizy. Wiem, że to jest ciężka sprawa i doceniam to. Super, dziękuję Ci za to.”
Następnym razem, kiedy pojawiła się podobna sytuacja powiedziałam mężowi: „Słuchaj, stań tu i powiedz dziękuję, jakie to jest super i jakie to jest niesamowite co zrobiłam.” Potrafił spojrzeć na to z tej strony i szczerze mi podziękował. Cała ta spirala złości się nie nakręciła.
Dlatego według mnie porozumienie przez przemocy daje fantastyczną odpowiedź: jeśli się złościsz, nie obwiniaj siebie o to. Złość jest absolutnie fizjologiczną reakcją. Jest czymś niezaplanowanym. To niekontrolowana reakcja Twojego organizmu na pewną niespełnioną potrzebę.
A co się dzieje wtedy, kiedy pojawia się złość? Chciałam Ci opowiedzieć o uproszczonym modelu mózgu. Bardzo go lubię, bo fajnie tłumaczy to, co dzieje się w komunikacji, kiedy pojawiają się takie emocje jak złość.
Wyobraź sobie mózg. Gdy na niego spojrzysz, u jego podstawy zobaczysz rdzeń kręgowy. Z tyłu znajdziesz jego część najstarszą ewolucyjne, nazywaną mózgiem gadzim. Powyżej znajduje się część, która najbardziej rozwijała się wtedy, kiedy żyliśmy w stadach, czyli mózg ssaczy.
Do tego mamy zdobycz obecnych czasów, czyli korę nową. W momencie, w którym pojawia się bodziec emocjonalny, czyli niespełniona potrzeba, to pojawia się złość. I niestety ta moja kora nowa ma tendencję do robienia czegoś takiego, co czasami nazywamy to odpałem. Pojawia się kolejny bodziec i jeśli nakręcam się myślami to z czasem nie jestem w stanie reagować z miejsca kory nowej.
A szkoda, bo to właśnie tutaj są wszystkie moje ośrodki: myślenia, kojarzenia, empatii, współczucia czy pochylenia się nad tym od drugiej strony. Za to zaczynam reagować z miejsca mojego gadzio-ssaczego mózgu. A wiesz, że gady to takie stworzenia, które nawet swoje dzieci potrafiły pożreć. Wobec czego, kiedy zaczynam reagować z gada, to zaczynam reagować automatycznie.
Moja złość zaczyna się wyrażać w taki sposób, w jaki ja wyrażało się moje otoczenie w czasach, kiedy miałam od 0 do 5 lat. Za bardzo tego nie pamiętam, ale w momencie, kiedy się złoszczę jestem w stanie powiedzieć jak ludzie wokół mnie wyrażali złość. I to rzeczywiście wpływa w destrukcyjny sposób i na mnie, i na moje otoczenie.
Porozumienie bez przemocy podpowiada mi też, że jest takie narzędzie: empatia, które pozwala w momencie, w którym pojawia się ten trudny bodziec, utrzymać korę nową na swoim miejscu.
Na czym polega ta empatia? Na tym, że gdy pojawia się ta moja złość, nie zaczynam się nakręcać tą spiralną myśli, ocen czy to na swój temat, jeśli to jest złość na mnie, czy na temat kogoś innego. Zamiast tego biorę głębszy wdech.
Przede wszystkim zaczynam szukać gdzie mam tę złość w ciele. Moja złość lubi mieszkać w brzuchu, ale bardzo lubi też zaciskać mi gardło. Myślę, że moje problemy z tarczycą nie były przypadkowe, ale związane z tym, że nie wyrażałam tej złości przez długie lata.
Gdy czuję zacisk gardła, zacisk szczęk i kulę w brzuchu to przez chwilę puszczam tam oddech. Staram się oddychać spokojniej i zauważyć te emocje. Potem się zastanawiam: „O co tutaj chodzi? Jaka moja potrzeba chce dojść do głosu?”
Bo porozumienie bez przemocy mówi, że potrzeby są uniwersalne dla wszystkich ludzi. Nieważne ile mamy lat, jakiej jesteśmy płci, czy jesteśmy duzi czy mali, czarni czy biali, czy mieszkamy w mieście czy na wsi, czy w Ameryce czy w Polsce – wszyscy mamy takie same potrzeby.
Wszyscy potrzebujemy snu, odpoczynku i jedzenia. Wszyscy potrzebujemy miłości, bezpieczeństwa i schronienia. Mamy też potrzebę piękna, mamy potrzebę wkładu w życie innych i mamy potrzebę szacunku. Te potrzeby można powiedzieć, że są bardzo bliskie takim uniwersalnym wartościom.
To, czym się różnimy, to strategie czyli sposoby w jaki próbujemy te potrzeby realizować. I np. w momencie, w którym pojawiła się złość, gdy byłam młodą mamą, a pod tym kryła się potrzeba odpoczynku, to realizowałam ją krzykiem albo złością. Tymczasem inną strategią było to, żeby poprosić kogoś o pomoc albo jeszcze inną strategią było położenie się spać wtedy, kiedy moje dziecko spało.
W momencie, kiedy odkryjesz potrzebę nagle pojawia się ogromny wachlarz możliwości. Tego, co można zrobić, żeby ta złość nie eskalowała. Dla mnie to było bardzo ważne dlatego, że głęboko wierzę, że moja złość jest strażniczką moich granic.
Kiedyś nie umiałam dbać o moje granice, byłam bardziej na zewnątrz niż do środka. Teraz, kiedy pojawia się złość czy to w relacji z kimś, czy to na samą siebie, czy to o jakąś sprawę, to jest dla mnie sygnał: Ewka, jakaś Twoja granica jest naruszona, zatrzymaj się, sprawdź o co chodzi.
Jeżeli ten moment przeoczysz to pójdzie to jeszcze dalej i dalej. Po pierwsze, pojawi się eskalacja złości, a po drugie też Twoja potrzeba i integralność Twojej granicy zostanie naruszona. Złość jest teraz dla mnie przyjaciółką, która mówi: Ewka, tu są Twoje granice i jest jakiś bodziec, który ją przekracza, a Ty sprawdź czego potrzebujesz. I ja się z tego bardzo, bardzo cieszę.
Chciałam się też z Tobą podzielić prostą praktyką, która ogromnie pomaga mi w momencie, w którym moja złość jest ogromna. Ta metoda trochę nawiązuje do modelu mózgu, o którym opowiadałam Ci przed chwilą. Otóż, jesteśmy tak skonstruowani, że jeżeli przez 20 minut udaje nam się spokojnie oddychać (a przez spokojny oddech rozumiem wydech dłuższy niż wdech), to nasz gadzi mózg się uspokaja i nasza kora nowa wraca do siebie.
W momencie, w którym zdarzają mi się sytuacje, w których jestem potężnie zezłoszczona, pozwalam sobie tą złość odczuć. Znajduję ją w ciele i dzięki temu udaje mi się dotrzeć do potrzeb, które leżą pod tą złością. Praktyką, którą lubię robić jest właśnie spokojne oddychanie. Pójście na spacer też bardzo pomaga, bo ruch pozwala nam te emocje zwyczajnie spalić.
Mam takie poczucie, że podczas przyglądania się zdrowiu mojej tarczycy w ramach kursu “Zdrowa tarczyca z Ajurwedą”, moje praktyki związane ze złością bardzo mi pomagają. Widzę też, że mam lepsze wyniki i widzę też, że trochę udaje mi się zrzucić wagę, która mocno była związana ze złością i tarczycą.
Bardzo się cieszę z tych efektów i bardzo chciałabym iść dalej w tym kierunku. Namawiam Cię do tego, żeby spojrzeć od dzisiaj na złość jako strażniczkę Twoich potrzeb. Nie skupiać się na tym co niszczy, tylko skupić się na sposobie jej wyrażania.
W momencie, w którym znajdziesz jej źródło, odnajdziesz swoją potrzebę. Sposoby w jakie możesz tę złość wyrazić, to już są techniki i strategie – tego naprawdę można się nauczyć. Ale trudno się tego nauczyć dopóki się nie dojdzie do źródła złości, czyli swojej potrzeby. Tego, co ta złość ma chronić.
Podzielę się jeszcze z Tobą kilkoma strategiami i pomysłami na to, w jaki sposób wyrażać złość. Dla mnie bardzo sprawdza się wyrażanie tej złości w faktach. W obserwacjach, zamiast ocen. Wiem, to jest bardzo trudne, zwłaszcza wtedy, kiedy się zdenerwujemy. Jednocześnie wiem też, że jest to bardzo skuteczne.
Zamiast powiedzieć: “Olewasz mnie, nie szanujesz mnie” albo “Znowu mi to zrobiłeś”, staram się odnieść do konkretnej sytuacji, np. “Powiedziałeś, że zadzwonisz wczoraj wieczorem, a nie zrobiłeś tego” albo “Obiecałaś, że zrobisz raport na dzisiaj rano, jest 10:00, a tego raportu nie ma”.
W ten sposób udaje mi się tę sytuację zobiektywizować i to też jest ważny sygnał dla tego naszego gadziego mózgu, który pozwala nam być dłużej w naszej korze nowej. Takie nazwanie sytuacji w faktach w pewien sposób nas dystansuje i sprawia, że udaje nam się nie popłynąć dalej.
Podczas wyrażania złości ważne też jest dla mnie, żeby mówić o mojej złości: Tak, jestem wściekła. Tak, jestem zła. Tak, jestem sfrustrowana. Ale nie obwiniać za to drugiej strony. Wydaje mi się to szczególnie ważne w przypadku dzieci dlatego, że one i tak biorą winę na siebie.
Nie wiem czy zauważyłaś, że jeżeli powiesz swojemu dziecku jak się złościsz, że jesteś wściekła, to bardzo często takie dzieci mówią „Przepraszam” albo „Ojej, czy to moja wina?” Tak jesteśmy skonstruowani, że bardzo chętnie bierzemy na siebie odpowiedzialność za emocje innych.
Mnie to zajęło wiele lat i myślę, że to ciągle jeszcze trwa, żeby oduczyć moje dzieci poczuwania się za odpowiedzialność za moje uczucia poprzez mówienie: Tak, jestem wściekła, bo potrzebuję spokoju i ciszy. Nie jestem zła, bo Ty hałasowałaś, tylko potrzebuję teraz spokoju. Co możemy zrobić żebym miała ten spokój i żebyś Ty też się mogła bawić?
Takie konsekwentne oddzielanie uczuć od bodźca i tłumaczenie i sobie, i dziecku, że jestem zła, bo moja potrzeba jest niespełniona, naprawdę procentuje. Mam wrażenie, że zarówno w relacji, jak i w budowaniu się poczucia własnej wartości naszego dziecka.
Jeszcze jednym sposobem, na który zwracam uwagę przy wyrażaniu złości jest coś, co nazywam System Wczesnego Ostrzegania. Kiedyś nie zauważałam pojawiających się pierwszych sygnałów złości. Teraz jestem na nie bardzo czujna.
Kiedy pojawia się lekki motyl w brzuchu, zaczynam zaciskać szczęki albo kiedy pojawia się pierwsze oskarżenie, które kieruję w stronę kogoś, z kim jestem w relacji, to już jest dla mnie sygnał, żeby się zatrzymać.
Wiem, że jeśli tego nie zrobię to nie zacznę szukać potrzeby, która za tą złością stoi. Nie skontaktuję się z nią i awantura popłynie za daleko. Mój gad dojdzie do głosu i zacznę ranić innych, a druga osoba zacznie mnie atakować albo się bronić. W efekcie czego tak naprawdę ucierpi nasza relacja, a ja nie będę z siebie zadowolona.
W jaki sposób wyrazić złość przy pomocy czterostopniowego komunikatu porozumienia bez przemocy? Pamiętam taką sytuację z czasów, kiedy moja starsza córka była mała. Bardzo czekałam aż mój mąż wróci z pracy, żeby móc chwilę odpocząć, a on bardzo często przychodził dużo później niż się umówiliśmy i jeszcze na dodatek nie dzwonił.
W momencie, w którym mój mąż wchodził do domu, często po prostu zaczynałam na niego krzyczeć i oskarżać o to, że mnie nie szanuje, że dziecko nie jest dla niego ważne, że ja nie jestem dla niego ważna. Pewnie sobie wyobrażasz jak dalej wyglądała ta rozmowa.
Jak to mogło wyglądać za pomocą 4 kroków?
Pierwszym byłoby odniesienie się do faktów: “Powiedziałeś, że będziesz o godzinie 20:00, teraz jest 21:00.”
Drugim odniesienie się do emocji: “Jestem wściekła i rozżalona”.
Trzeci krok to odniesienie się do mojej potrzeby: “Jestem wściekła i rozżalona, bo już naprawdę potrzebuję wolności i odpoczynku”.
Ostatnim, czwartym krokiem jest prośba związana ze wszystkimi trzema powyżej wspomnianymi punktami: “Proszę Cię następnym razem albo daj mi znać, że nie będziesz na czas, to sobie kogoś zorganizuję do pomocy albo bądź na czas, bo dla mnie zaufanie w naszych relacjach jest ważne.”
Od czasu, kiedy wyrażam złość w ten sposób, udaje mi się zachować na tyle przytomność umysłu, że kłótnie są naprawdę konstruktywne. A ta wyrażona złość pomaga mi osiągnąć to, co jest dla mnie ważne.
Zaintrygował Cię kurs, o którym wspomina Ewa? Zajrzyj do szczegółów kursu Zdrowa Tarczyca z Ajurwedą
Jeśli to Twoje pierwsze kroki w Ajurwedzie, zapraszam Cię do obejrzenia bezpłatnego nagrania