Piękna i inspirująca rozmowa z myślą o tych, którzy pracują na co dzień z ludźmi.
BHP to nic innego dla mnie jak pełna uważność na siebie, w pierwszej kolejności, i na drugiego człowieka w granicach wszechobejmującej Miłości.
Ja i Ty jesteśmy bezpieczni w przestrzeni Serca pomiędzy nami, a coś Większego nas poprowadzi.
Pokaż mi ile potrzebujesz i ile mi wolno, a potem sprawdź czy to, co chcę Ci dać jest tym, czego potrzebujesz.
Wolno Ci też ode mnie nie przyjąć nic. Wolno Ci się poddać.
Marysia (M): Dzień dobry, witam Was serdecznie i witam Ciebie, Aniu.
Ania (A): Dzień dobry Marysiu, witam Cię serdecznie.
M: Po raz pierwszy witam Cię z Białegostoku. Ostatnio, kiedy się widziałyśmy, siedziałyśmy koło siebie.
A: Tak, to byłoby marzenie siedzieć znów obok siebie, jednak życie je zweryfikowało i podsunęło świetne rozwiązanie.
M: Więc teraz jesteśmy w dwóch okienkach – Ty z Wrocławia, ja z Białegostoku. Bardzo się cieszę na to spotkanie, ponieważ pojawił się ważny, ciekawy temat do rozwinięcia. Na początku chciałabym Cię jednak poprosić, żebyś powiedziała parę słów o sobie.
A: Nazywam się Anna Choińska, jestem szefową Instytutu na Rzecz Pojednania w Rodzinie. To instytut stworzony z myślą o osobach mających trudności z dotarciem do “domu”. Mówiąc “dom” mam na myśli ramiona Mamy i Taty, jednak sednem naszego wracania jest pożegnanie się i pójście w kierunku swojego życia. To tak w wielkim skrócie.
Instytut bazuje na dwóch metodach: pierwsza to systemowa praca z rodziną czyli metoda ustawieniowa. Drugą metodą, którą pracujemy jest metoda Iriny Prekop – psycholożki, autorki terapii mocnego trzymania oraz pojednania z rodzicami. Tym dokładnie się zajmuję.
M: Kiedy pojawił się temat BHP w pracy z ludźmi od razu pomyślałam o Tobie. Kiedy przyszyła do mnie piąta, dziesiąta osoba zatracona w pomaganiu innym – zajmująca się terapią, masażem, psychoterapią… pomyślałam “Chcę o tym porozmawiać z Anią Choińską. Ania wie, jak dbać o BHP pracując z ludźmi i przerabiając z nimi głębokie, trudne tematy.”
A: Zaskoczyłaś całe moje serce i duszę, bo dałaś mi do zrozumienia, że to, co dla mnie jest oczywiste nie musi takie być dla innych osób pracujących z ludźmi.
Mam to szczęście, że uczyłam się od najlepszych nauczycieli metody, a także wiele moich technik powstało pod wpływem mojej własnej pracy. To bez wątpienia zobowiązuje.
Myślałam, chodziłam z tym tematem, przyglądałam się sobie do kilku dni. Również temu, jak ubogacamy się informacjami z zewnątrz. Mam taką refleksję, że coraz bardziej i częściej jest nam potrzebne to BHP, czy też “bezpieczna higiena miłości” – jak ja to nazywam.
Często powtarzam w instytucie, że miłość ma różne historie i oblicza. Jednym z nich jest zatracenie się w pracy z klientem. Opowiem Wam na własnym przykładzie.
To się dzieje wtedy, kiedy zaczynam widzieć w kliencie mamę i tatę. Kiedy chcę ich za wszelką cenę uratować, przenoszę na niego moje uczucia związane, na przykład, z tym, co mi było wolno w dzieciństwie, a czego nie.
Czasem doświadczamy szczególnie bolesnych wydarzeń kiedy rodzice odchodzą lub są uzależnieni. Mamy wtedy poczucie obowiązku, myślimy sobie “To ja ich uratuję” . Potem przenosimy to do naszej pracy.
To może być piękne, ale to jest miłość dziecka. Dziecko nie ma w sobie odpowiedniej siły, aby uratować dorosłego człowieka. Kiedy mówię w instytucie “Każdy jest czyimś dzieckiem” to zawsze mam świadomość tego, że stoi przede mną dorosły człowiek, a ja jestem dorosłym terapeutą.
Kiedy jeszcze zatracam się w pracy? Kiedy wydaje mi się, że mogę wszystko. Kiedy utożsamiam się z losem klienta. To również może mieć podłoże w dzieciństwie – klienci często przychodzą z historiami wojennymi, lub z okresu komunistycznego. Patrząc systemowo może to dotyczyć historii wcześniejszych pokoleń.
I wtedy w tym człowieku rodzi się taka nieprawdopodobna wola uratowania – wtedy zdarza mi się przenosić na tę osobę historie ze swojej rodziny. Próbuję sama sobie udowodnić na zasadzie “Zrobię to!”. A porażka jest gorzka i skierowana głęboko przeciwko nam samym.
Miałam wielki dar i zaszczyt pracować ramię w ramię z Bertem Hellingerem, który bywał dosyć kontrowersyjny. Pamiętam, jak nazwał to wprost, że jest to “mania urojeniowa własnej wielkości”, która jest niebezpieczna dla nas samych.
Dorosły człowiek, osadzony w swoim własnym centrum powinien wiedzieć, że może tylko tyle, ile jest w jego ludzkiej mocy. A często nie możemy nic, ponieważ to w ogóle nie zależy od nas. To zależy od tego człowieka, który do nas przychodzi i od jego losu. Od tego, co mu jest pisane.
Wiele osób nie chce tak naprawdę ratunku. Ostatnio na moim Facebooku przypomniałam historię dziewczyny, której mama umarła podczas jej karmienia. Miała wtedy zaledwie kilka tygodni. Stanąć w obliczu takiej tragedii i powiedzieć sobie “Jako człowiek się poddaję” – to o wiele więcej niż nam się często wydaje.
Zatracamy się w miejscach, gdzie potrzebujemy zostać tylko ludźmi.
M: Wiesz co najmocniej dla mnie wybrzmiało z tego, co powiedziałaś? To, że sam fakt zapukania do naszych drzwi przez klienta jeszcze o niczym nie świadczy.
Słyszę to często od kursantek: “Bo ona do mnie przyszła i ja bym chciała…”, “Ja się zastanawiam…”, “Poradź mi jeszcze jak ja bym jej mogła pomóc…”
A: Kogo ja wtedy uzdrawiam? Siebie samą, w pierwszej kolejności. To jest jakaś pustka, potrzeba we mnie. Istnieje różnica energetyczna pomiędzy słowem “chcę”, a “potrzebuję”.
Jeśli wypełniam chęć – jestem dzieckiem. “Ja chcę autko”. “Ja chcę lalkę”.
Ale kiedy wypełniam potrzebę to znam granicę i intencję.
Czy robiąc to widzę drugiego człowieka? Faktycznie, jest taki czynnik, który nas, jako ludzi , zobowiązuje w momencie spotkania z klientem. Do tego, żeby zrobić wszystko, co tylko jest możliwe.
Moi klienci często słyszą one mnie: “Jeśli będzie to w mojej ludzkiej mocy – chętnie pomogę”.
To pozwala mi zachować trzeźwy umysł, kiedy widzę, że nie mogę zrobić nic. Naprawdę nic.
Kłaniam się tutaj przed lekarzami, którzy z jednej strony są zobowiązani przysięgą, a potem z biegiem lat nabierają umiejętności bycia tylko człowiekiem.
To jest umiejętność mówienia: “Nic więcej nie mogę zrobić.” Różne są tego powody – bo, na przykład, klient ze mną nie współpracuje, albo chce o wiele mniej niż ja mu chcę dać.
Pamiętam jaką sesję, kiedy nie byłam w stanie powiedzieć mojemu klientowi zupełnie nic. Byłam wtedy w trakcie nauki, na początku drogi. Siedzieliśmy obok siebie. Wiecie jak to jest – jest klient, termin, jakaś opłata – i to wszystko zaczyna się w Waszej głowie rozgrywać.
Trzeba najpierw nauczyć się dorosłości, osadzić się w tym dystansie. Czy też, jak pięknie to ujmuje Hellinger, w “miłości bez miłości”.
I ja tak milczałam, on milczał i potem powiedział, że to była jedna z najpiękniejszych sesji w jego życiu.
Byłam wstrząśnięta, a on właśnie tej ciszy potrzebował najbardziej.
BHP w pracy z ludźmi to nic innego jak zdolność patrzenia na siebie, uważność. To jest BHP. Ja i Ty jesteśmy bezpieczni w przestrzeni serca. A pomiędzy nami występuje coś większego. Coś, co nas prowadzi.
Prowadzę taki wewnętrzny dialog z klientami – “Pokaż mi, czego potrzebujesz i sprawdź, czy to jest to, co mogę Ci dać. Wolno Ci nie przyjąć ode mnie nic. Wolno Ci się poddać”.
Czasem daję im numery do psychoterapeutów, na masaż, na igiełki, czasem do Marysi na Ajurwedę. Zostawiam przestrzeń do wyboru.
W mojej pracy to BHP jest o tyle łatwiejsze, że nigdy nie umawiam się z klientami więcej niż jeden raz. Nawet, jeśli są to karnety wykupione trzy spotkania to robię odstęp 1,5 miesiąca pomiędzy jednym i drugim spotkaniem. Zaznaczam też, że klient w każdej chwili może się wycofać.
Znamy to z życia – czasami jedno zdanie lub polecenie jakiejś książki sprawia, że idziemy w innym kierunku. Jestem na to przygotowana. To się nazywa “pokora”. Przychodzi w momencie, kiedy stajemy się dorośli.
Kolejnym punktem w moim BHP jest modlitwa. Ja się modlę przed każdym spotkaniem i po. To nie jest taki Bóg, którego sobie wyobrażamy w kościele, aczkolwiek chętnie chodzę do kościoła. Mam wtedy poczucie, że jestem osadzona w czymś większym. Mam ze sobą swoich rodziców, inne pokolenia, te wszystkie rodzinne historie.
Przychodzi czyjeś dziecko, jego rodzice. Widzimy co w przestrzeni serca da się zrobić. A potem się rozdzielamy i zapominamy o sobie. To daje ogromne poczucie BHP. Tak Ja je buduję.
To buduje we mnie również prawo do niewiedzy, do potknięcia się. I wtedy nie zgaduję. Tylko pytam, bo nie wiem.
To, że z czasem rozpoznajesz co znaczy głębszy oddech klienta, rozpoznajesz to spojrzenie, tę myśl, kody komunikacyjne – to błogosławieństwo. Ale to przychodzi przez pracę, obserwację i doświadczenie.
Na początku mojej drogi BHP było również skupienie. Słuchanie z szacunkiem i mówienie z szacunkiem, cokolwiek by to nie było. Jako ludzie jesteśmy sobie równi. Nie jestem lepsza tylko dlatego, że jestem terapeutką, znam medycynę chińską czy Ajurwedę. To również jest część BHP. Takie jest moje doświadczenie.
M: Pięknie to powiedziałaś. Myślę sobie o różnych rzeczach, które obserwuję u siebie i wracam do momentów, kiedy to ja byłam klientką. Czułam się taka malutka i głupiutka, kiedy ci terapeuci patrzyli na mnie z góry. Chciałam stamtąd wyjść i nigdy nie wracać. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś Ci mówi “Jeśli to zrobisz, to stanie się to i tamto”? Znasz to, prawda?
A: Wiesz dlaczego tak było? Dlatego, że kiedy wyrośniemy już z bycia dzieckiem to najzabawniejsze, co możemy sobie zrobić to wrócić do terapeuty, który patrzy na nas z góry jak tata albo mama.
Zauważ, że my już tego w rzeczywistości nie chcemy. Nie po to wyszłam z domu, żeby teraz jakiś terapeuta mówił do mnie jak rodzic. To przywołuje pewne schematy z dzieciństwa, z relacji w szkole, ze spotkań z rówieśnikami.
Dlatego tak ważne jest zauważenie tej równości w nas. To pomaga się człowiekowi otworzyć. Jakie to jest dopiero BHP, kiedy tworzysz przestrzeń, w której Twój klient może poczuć się z Tobą równy i nie podlega osądom i ocenom. Możesz mu dać tyle, ile jesteś w stanie i przyjmujesz tyle, ile jesteś w stanie. Wtedy tworzy się przestrzeń, w której wszystko może się zdarzyć.
Jest jeszcze jedna istotna kwestia, o której mówi Hellinger. Mianowicie to, że możesz dać tyle, ile sama przyjęłaś. Nie da się dać więcej. To się tyczy miłości, szacunku, pracy nad sobą, relacji. Możesz dać tylko tyle, ile przyjęłaś. Wszystko ponad powoduje nierównowagę.
To jest dla mnie BHP – bezpieczna przestrzeń między nami, w której możemy się razem, z jednej pozycji, przyglądać i czuć się bezpiecznie. Jako klient i jako terapeuta.
M: Tak, obserwuję ten temat i klientów, którzy trafili w miejsca, gdzie to BHP było zaburzone. Ale widzę również terapeutów i innych fachowców, którzy zabrnęli w ciemne miejsca w swoich rodzinnych historiach, w swoim ego… Lub może po prostu w tym, że nie mieli takiego szczęścia jak Ty, Aniu, i nie uczyli się u kogoś, kto podkreślał istotę higieny pracy.
A: Tak, bardzo możliwe. TNie należy rozumieć tego w ten sposób, że mi nie zdarza się zabrnąć. Czasem jest tak, że coś mnie irytuje lub jest dla mnie za trudne. Jadę wtedy do domu i daję sobie piętnaście minut na przeskoczenie znów do roli terapeuty.
W kontekście ustawień Hellingerowskich często mówi się o braku odpowiedzialności. O tym, że “terapeuta ustawieniowy ma nie przejmować odpowiedzialności”. To jest nieprawda.
To właśnie przez odpowiedzialność potrafię się skoncentrować, być uważna. Zarówno na siebie, jak i na człowieka. W praktyce wygląda to tak, że na przykład czekam, aż ktoś coś do mnie powie. Bo kiedy pracuję w domu, w swoim życiu z jakimś tematem, to często może nie od razu, ale za miesiąc lub dwa klient ma ten sam problem. Nie wiem czy to znasz, Marysiu?
M: Tak, mam tak. Czasem okazuje się że jestem tylko o krok przed klientem, który przychodzi z tym samym.
A: Dokładnie. Czasem uśmiecham się mówiąc “To bardzo ciekawe, że do mnie z tym przychodzisz”.
Wróćmy do tej równości. Równość nie oznacza, że mówię do klienta “dobrze, to teraz zróbmy coś dla Ciebie i dla mnie”.
Proszę go, żeby dał mi czas. Po to, żebym mogła wyjść z tego, co własne i spojrzeć z innej perspektywy. Tylko na niego.
To ma ogromne znaczenie. Przenoszenie własnych problemów na klientów, również w ustawieniach jest notoryczne. Obserwuję to i wiem, jak wielka to sztuka, aby tego nie robić. Przenoszenie problemów dzieje się wtedy, kiedy nie mamy pomysłu na danego człowieka, czy to w ustawieniach czy w sesji pojednaniowej.
Pewien rodzaj BHP zawiera się w zdaniu, które często powtarzam: Mogę Cię zaprowadzić tylko tam, dokąd sama doszłam. Nie zaprowadzę Cię tam, dokąd nigdy nie dotarłam.
Mogę empatycznie z Tobą pobyć, wysłuchać, sprawdzić co to ze mną robi i poszukać rozwiązań, jeśli jesteś gotowy. Ale może być tak, że będę musiała samą siebie w tym sprawdzać, bo nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam.
Przyszła kiedyś do mnie klientka, której zmarło małe dziecko. Dzięki Bogu osobiście nie mam takich doświadczeń, ale mam przyjaciółkę, której dziecko zmarło kilka godzin po porodzie. Klientka powiedziała do mnie: “Nigdy tego nie zrozumiesz”. I miała rację. Zostałam na emocjonalnym wózku inwalidzkim. Być może na zawsze.
Powiedziałam swojej klientce, że byłam kiedyś przy kobiecie, którą spotkało podobne nieszczęście. I że mogę z nią tam pójść, ale nie wiem ile uda nam się zrobić. To sprawia, że zarówno klient jest bezpieczny, jak i terapeuta.
Innym przykładem są klienci z chorobami. Mówię im, że wiem jak to jest. Przeszłam 11 operacji, kilka lat spędziłam w szpitalu, ale nigdy nie dostałam diagnozy, która brzmi: “Zostały Ci trzy miesiące życia”. To są właśnie realia. To jest dorosłe patrzenie na życie. Samoświadomość daje nam właśnie BHP.
M: Często, gdy wracam do swojej pracy z klientami sprzed trzech, czterech lat to myślę, wiesz… że zaczerwieniłabym się ze wstydu.
A: Gratuluję Ci tej świadomości, bo to znaczy, że wzrastasz.
M: Wzrastam. To też znaczy, że kiedy o tym myślę, to myślę w kategoriach “Tak, kochana, zrobiłaś to jak najlepiej mogłaś”. Już sama uważność i samoświadomość stwarza bezpieczną przestrzeń. To, że widzę potrzebę, aby się spotkać, przyglądnąć, porozmawiać. A nie robić coś z automatu i bezrefleksyjnie. To chroni mnie i mojego klienta przed uszkodzeniem.
A: Tak, dokładnie. Ostatnio chodzę z takimi słowami Gerharda Walpera:
Wszystko może do mnie przyjść i wszystko może ode mnie odejść.
Z jednej strony to, co do mnie przychodzi może przyjść tylko do mnie, bo to we mnie są te możliwości, jakości i umiejętności. I wolno temu też pójść razem z klientem.
Czasem czuję, że klient we mnie zostanie. Że jest wampirem energetycznym i zaczynam to oceniać negatywnie. Zakotwiczam się wtedy w sobie, myślę, że to jest jakaś złą energia lub czarna magia. Taka sytuacja daje mi do zrozumienia, że zaczyna się ze mną coś dziać.
W ustawieniach bywa tak, że z czasem potrafimy z ról coraz piękniej wychodzić coraz łatwiej. Poza tym są prowadzący i rytuały, które nam w tym pomagają. Jednak zdarza się, i o tym mówi też Gerhard, że jakaś rola lub historia z nami zostaje.
To znaczy, że to jest fragment mnie. To zostaje ze mną i w każdej chwili może odejść. Nie osądzam tego ani nie oceniam. Można tak szumnie powiedzieć, choć ja od tego stronię, że stajemy się przekaźnikiem jakiejś wiedzy. Czy to z Twojej dziedziny czy z mojej, czy jakiejkolwiek innej.
Jeśli tak na to popatrzymy to już jesteśmy bezpieczni, ponieważ ufamy, że to do nas przyszło na chwilę i może odejść. Ufamy, bo wierzyć to jest za mało. Wierzyć to znaczy czekać aż ktoś przyjdzie i coś nam da. A ufać można w większy, wyższy plan. Ufam w pełni, co nie znaczy, że nie mogę się po ludzku irytować, że ta chwila trwa na przykład trzy miesiące.
Chętnie to przyjmuję i oddaję jak się wysyci – to mi daje moje BHP. Nie wkładam w to intencji. Nie muszę się bać wampira energetycznego, który jest czyimś dzieckiem, człowiekiem z jakąś historią. Po prostu jestem do jego dyspozycji.
Są jeszcze takie dodatki jak na przykład ciepła woda, o której dowiedziałam się od mojej Kasi od igiełek. Ciepła woda wpływa mocno energetycznie na nasze ciało. Zwłaszcza, jeśli ktoś potrzebuje dodatkowych sił z przestrzeni mocy. Tak samo jest z białym kolorem – to jest kolejna rzecz, którą wiedziałam intuicyjnie, a która wpływa na przestrzeń .
To są takie dodatki, do których należą też kadzidełka. Mam pełne zaufanie, że kadzidełka oczyszczają przestrzeń. To nie jest tak, że palę całe ogniska tych kadzidełek, chodzę i się okadzam mówiąc “Boże kochany, niech to ode mnie odejdzie”. Bardziej patrzę na to, aby przestrzeń budowania pola pracy z tym człowiekiem mogła mu jeszcze więcej dać.
Kiedy ja i mój dom jesteśmy zadbani to wysyłamy sygnał: “Czekałam tu na Ciebie i przygotowałam mój dom. Jesteś mile widziany”. To są takie rzeczy jak muzyka, która gra przed wizytą klienta, wietrzenie pokoju, czystość. Dbam o to odkąd pamiętam. Wkładam w to intencję.
Nie mam wpływu na to, z jaką intencją przyjdzie do mnie klient, ale mogę z nim iść tą drogą. To są drobiazgi i ktoś może powiedzieć, “Boże, co ta kobieta wygaduje!” To się wydaje błahe, ale ma przeogromne znaczenie. To wnosi coś do całości, bo jesteśmy całością. Mam to od moich rodziców – ma być tak, jakbym chciała, aby mnie ktoś przyjął w swoim domu.
M: Pięknie.
A: I to jest nasze BHP. To jest nasza bezpieczna przestrzeń. Przestrzeń miłości.
M: Mam w tej chwili taki ciąg wspomnień z miejsc, w których byłam. Myślę właśnie o czystych oknach, o białym kolorze, o zapachu, który prowadził mnie z parteru na trzecie piętro. To są rzeczy niby ulotne, sensoryczne, ale zapadają głęboko w pamięć i łączą się z jakąś osobą o wiele szybciej niż cała reszta.
Zapach, głos, kolor, przestrzeń… To, czy mi się wygodnie siedziało. Pamiętam sesję u Ciebie, kiedy usiadłam na tym stołeczku i zobaczyłam kuchnię. Pomyślałam, że to ciekawe, ale dobrze się czułam, bo stołek był wygodny. Jak znudziło mi się patrzenie na kuchnię to spojrzałam na drzewo. Miałam wodę i chusteczkę – to są ważne rzeczy.
A: Bardzo. To są niby drobiazgi, ale one tworzą całość, która brzmi: “Jesteś tu mile widziany. Z tym wszystkim, co przynosisz”. I ja dla Ciebie jestem mile widziana.
Zdradzę Wam tajemnicę. Kiedy wchodzę do gabinetu to pierwsze co robię, to mówię: „Dzień dobry, mój kochany, najwspanialszy, najukochańszy na świecie gabineciku!” Trochę, jak do dziecka. Wkładam w to intencję i mówię, że zaraz przyjdą ludzie i będziemy pracować. Że zaraz sobie coś zjem lub coś wypiję.
Rozmawiam z nim. Wierzę, że to wszystko ma znaczenie. BHP to też obrazy i ramki, które wieszamy na ścianach. Ja akurat jestem zwolenniczką minimalizmu, bo nadmiar rozprasza. Jak jest czegoś za dużo, to to nie pozwala się skupić. Nam może wydawać się piękne, a to może blokować klienta. To może być też powodem, dla którego on nie może do czegoś dojść. Przecież cały marketing jest oparty na kolorach, a sklepy są stworzone z kolorów, wzorów i muzyki. Dokładnie to samo dotyczy miejsca, w którym pracujemy.
BHP to zadbanie o ściany, o przestrzeń. O to, co ja chcę temu człowiekowi powiedzieć, kiedy do mnie przyjdzie. Bo BHP to jest wszystko to, co jest ludzkie we mnie, i co się z Tobą i ze mną, jako człowiekiem, wiąże.
M: Pięknie powiedziane. Przeniosłam się w myślach na chwilę do Indii. Byłam w tym roku u takiego osiemdziesięcioletniego staruszka, który wróżył z ręki. W życiu bym nie poszła gdyby nie moja nauczycielka Ajurwedy, dr Shivani, która powiedziała: “Idź. Mi powiedział coś niesamowitego, idź!”.
Miejscem naszego spotkania była pewnego rodzaju szopa. Poszłam. A on, patrząc, na moją rękę powiedział coś, co bardzo pięknie nawiązuje do naszej rozmowy: “Masz bystry umysł. Umysł to Twoja potęga. To Twój dobrobyt – także finansowy. Ale pełnię osiągniesz dopiero, gdy połączysz go z sercem. Za każdym razem, kiedy połączysz umysł z sercem, będziesz najlepszą wersją siebie. Kiedy za bardzo pozostajesz w umyśle, a nie ma Cię w sercu to możesz wygrywać dyskusję, możesz mieć rację i być bystra, ale nie czujesz.”
To już tutaj u Ciebie, Aniu, słyszałam. Bo z jednej strony klient przychodzi do mnie, jako do psycholożki czy coacha po ocenę i diagnozę. Ale z drugiej strony trzeba to połączyć z jakością serca, zrozumienia i empatii. I dopiero taką syntezę można podać dalej.
A: Od jakiegoś czasu brzmi we mnie takie zdanie, które kiedyś wypowiedziałam: “Gesty serca są pamiątką wieczności”. Podobnie brzmi hasło w instytucie: “Gesty miłości na rzecz rodziny”.
Moja wspaniała Roma to wymyśliła. Pomogła mi, bo to zobaczyła. To jest niesamowite – gesty miłości to połączenie wszystkiego, co wiem, czego się nauczyłam z tym, co mam w sercu.
Gesty otwierają serce. A gest to jest też to, co przygotowuję, kiedy na Ciebie czekam. Mam również wrażenie, i tu jestem uparta, że gestem serca jest również powiedzieć: “Nic nie mogę dla Ciebie zrobić” i pokochać tego człowieka z całą jego historią.
I znów wracamy do BHP, zobacz. Znów jesteśmy bezpieczne, Ty i Ja.
M: Tego ostatniego też nauczyłam się od Ciebie, i dlatego cieszę się, że w moim BHP jesteś Ty.
Nauczyłam się tego, że ja nie muszę wiedzieć wszystkiego. Nie muszę być od wszystkiego. Spokojnie mogę powiedzieć: “Chętnie Ci pomogę, ale najpierw widzę tutaj coś większego. Nie wiem do końca co to jest, ale widzę tutaj większy temat i powinnaś od niego zacząć” .
I są tacy klienci, którzy uciekają wtedy z podkulonym ogonem, a są też tacy którzy wracają za pół roku lub za rok i mówią “To było dla mnie nie do pojęcia to, o czym Ty mówiłaś, ale poszłam i teraz czuję, że jestem gotowa na więcej. Wcześniej nie byłam”.
Zazwyczaj mija sporo czasu, ale są klientki które przychodzą i chcą iść dalej, bo wiedzą, że już mogą.
A: A teraz wyobraź sobie, że zawiązujesz z kimś kontrakt i mówisz “Przyjdź do mnie dziesięć razy”. Hellinger mówi w ten sposób mniej więcej to, że za mniej niż dziesięć razy zdrowy nie będziesz. I czasem klienci wracają dopiero za pół roku. Ja też czasem odsyłam klientów na terapie długoterminowe, żeby nikt nie pomyślał sobie, że jestem nonszalancka. Zdarza się, że mówię, że ta metoda nie dla każdego. I nie każdy może od razu wejść w terapię hellingerowską czy pojednaniową.
M: To dla mnie też było na początku ciężkie – ocenić i powiedzieć ile tych sesji ma być. Czy jedna, czy dwie, czy trzy… A klienci pytali mnie kiedy mają znowu przyjść. Nadal mnie pytają, ale teraz już spokojnie odpowiadam, żeby sobie z tym pochodzili, pobyli i wrócili może za pół roku, może za rok, a może szybciej. Niech przyjdą jak poczują, że jest w nich na to przestrzeń.
A: Dokładnie, to jest bardzo bezpieczne.
M: Wiesz co jest najpiękniejsze w tym? Że to sprawia, że biznes się kręci. Bo przecież jesteśmy w biznesie. Luz, odpuszczenie, bycie tyle, ile potrzebujemy w danej chwili. I ludzie dzięki temu czują się wolni. Mogą przyjść, ale mogą też odejść i to jest przepiękne.
A: U mnie gabinecie drzwi się praktycznie nie zamykają, terminy są bardzo odległe. Widzę, że jest taka potrzeba bo wolność otwiera więcej.
Znam takie cytaty z warsztatów: “Ja tu widzę tajemnicę, ale nie powiem Ci co to jest (przyjdź do mnie następnym razem)”. To tak jak mówienie: “Jak Ty nie zrobisz sobie ustawienia na to, to tego nie otrzymasz”.
Sami sobie robimy krzywdę. To nie jest dla nas bezpieczne. W wolności jesteśmy wszyscy o wiele bardziej bezpieczni niż w zniewoleniu. Dajmy ludziom prawo wyboru. I zostawiajmy im po sobie gesty miłości.
Oni kiedyś wrócą, sama o tym wiesz. Powiedzą: “Nie pamiętam połowy tego, co do mnie mówiłaś, ale pamiętam jak mnie objęłaś na koniec, uśmiechnęłaś się, zażartowałaś – i we mnie to do dzisiaj zostało”.
M: Parę dni temu dostałam wiadomość od dziewczyny, którą poznałam jak miała siedemnaście lat. Samookaleczała się i nacinała sobie ręce żyletką. Napisała do mnie “Dziękuję za tę rozmowę dziesięć lat temu”.
Pamiętam ten pokój w którym siedziałyśmy, zapach koca w ośrodku. Pamiętam też, że wtedy widziałam ogromny potencjał w jej wrażliwości. Teraz jest psychoterapeutką. Napisała, że dziękuje mi za ten jeden, mały gest. Być może było nim tylko to, że usiadłyśmy razem obok siebie, na tej wersalce.
A: Tak, dokładnie! Z tego budujmy BHP. Z gestów, z miłości. I wkładajmy je do wspólnego pola bezpieczeństwa.
Z perspektywy lat mojej pracy powiedziałabym, żebyśmy osadzali się w bezpiecznym miejscu. Byli dorośli i odpowiedzialni. Idą coraz trudniejsze czasy – obserwuję to patrząc na to, jak trudne tematy teraz wchodzą. To, jak dużo z nich wiąże się z mediami, telefonami, z odłączeniem.
Pisałam o tym niedawno – każdy wiek ma swoje nieobecne matki i nieobecnych ojców. Każdy wiek ma swoje obecne matki i obecnych ojców. To, co dzieje się teraz i to, co obserwuję, a także czego sama dotykam, będzie widoczne za kilka lat w ciele. W psychosomatyce, w chorobach. Także w emocjach.
Naprawdę potrzebujemy ogromnego serca i zaopiekowania, żebyśmy mogli rozdać to, co jest możliwe. Po ludzku.
M: Amen, niech się tak stanie.