25 października to Światowy Dzień Ajurwedy. Z tej okazji przygotowałam dla Ciebie bardziej osobisty wpis, w którym opisuję, jaką rolę w moim życiu odegrała Ajurweda i jak wiele jej zawdzięczam.
Nauka Ajurwedy polega m.in. na czytaniu, powtarzaniu i zapamiętywaniu rytmicznych wersów, tzw. szlok zapisanych w prastarych księgach i utworach. Szloki to takie skondensowane wiązki informacji. Czasem to może być jedno słowo, jeden wyraz, który się przez dłuższy czas kontempluje.
To trochę tak jakbyś wyszła na pole lawendy, zabrała jakąś jej część, przerobiła na olejek eteryczny i zamknęła w butelce. Gdy jesteś w domu, otwierasz tę butelkę i czujesz zapach, który rozwija się w to lawendowe pole, ze wszystkim, co jest z nim związane.
Podobnie jest z ajurwedyjskimi terminami. Dla mnie sama „Ajurweda” jest takim terminem, który można kontemplować i wydobywać z niego coraz to nowe znaczenia
To źródło nieustannej inspiracji, już na poziomie samej definicji. „Ajurweda” – weda, czyli „wiedza” i aju, czyli „życie”. Wiedza o życiu. Jakie to jest głębokie, jakie to jest holistyczne. Skoro Ajurweda jest wiedzą o życiu, to znajdę ją w każdej sytuacji, w której spotykam się z jakimś przejawem życia. To może być zdrowie mojego kręgosłupa, to, co obserwuję na niebie, to, jak się zachowuje pani w sklepie czy na przykład to, jak się rozwija nasz biznes.
Skoro Ajurweda jest wiedzą o życiu, to znaczy, że zawsze znajdę w niej odpowiedź. Będzie dla mnie inspiracją, drogowskazem do rozumienia i interpretacji tego, co się dzieje wokół.
A obecnie wokół nas dzieje się bardzo dużo. To dosyć wyjątkowy czas dla wszystkich, indywidualnie i kolektywnie. I co robię? Znowu sięgam do Ajurwedy i patrzą na wszystko przez jej pryzmat. Widzę, że właśnie w tym czasie podnosi nam się Vata – tak na poziomie ciała, co ma związek przede wszystkim z odpornością, jak i na poziomie umysłu. Niepewność, niepokój, tkliwość…
Ajurweda daje mi więc odpowiedź, że teraz potrzebne jest balansowanie Vaty na poziomie ciała i na poziomie umysłu. Daje mi też taką odpowiedź, że skoro jesteśmy w stanie pobudzenia, radżasu, myślenia, kreowania najgorszych scenariuszy, to potrzebujemy więcej sattwy, czyli jakości światła, jasności, zaufania, miłości.
Bo Ajurweda to wiedza o tym, czym się otaczać, czym się wspierać, jak się wzmacniać, żeby podnosić swoje wibracje. A w dzisiejszym świecie bardzo łatwo stracić rozeznanie – tak wiele jest źródeł informacji, często bardzo ze sobą sprzecznych.
Dr Robert Svoboda w swojej książce „Prakriti. Odkryj swoją pierwotną naturę” trafnie zauważa, że współczesną religią jest nauka, a naukowcy są jej kapłanami. Tak bardzo zakręciliśmy się w tym takim racjonalnym podejściu do świata, że wierzymy we wszystko, co nauka powie. A do wszystkiego, czego nie się zbadać i wyjaśnić naukowo, podchodzimy sceptycznie.
A przecież można znaleźć naukowe potwierdzenia skrajnych opinii na prawie każdy temat. Znajdą się dowody na to, że kawa szkodzi, jest wręcz zabójcza, jak i takie, które pokazują, że to napój, który właśnie jest ci potrzebne do życia, do szczęścia i do dobrostanu.
To, co lubię w Ajurwedzie, to to, że w takich sytuacjach najczęściej mówi „to zależy”. Kawa może być dobra, może być niedobra. To zależy, ile jej pijesz, jak ją pijesz, jaka jest, w jakim momencie swojego życia… Tu jest ten moment, w którym masz jedną odpowiedź. Znika ten cały szum informacyjny wkoło ciebie i możesz się skupić na jednej odpowiedzi, którą daje ci Ajurweda. Ona nie jest jednoznaczna, zgadza się. Ale przecież życie nie jest jednoznaczne. Jak w piosence Kazika, różne są odcienie szarości: od czerni do białości.
Ajurweda uczy, jak rozpoznawać i wykorzystywać te niuanse.
Moment, w którym uznasz Ajurwedą za swój życiowy drogowskaz, w którym postanowisz, że to w niej będziesz szukać odpowiedzi na twoje wątpliwości i rozterki, jest niezwykle uwalniający. Nie trzeba już rozpraszać się na miliony autorytetów, blogów i źródeł. Wystarczy wybrać jedno źródło. Daje to ogromne uwolnienie zasobów. Nie muszę już podążać za nowinkami, za tym, co się komu wydaje, za tym, co odkryła moja przyjaciółka… Teraz mogę po prostu spokojnie robię swoje, a jak się pojawiają nowe koncepcje, nowe wglądy, to zawsze patrzę na nie przez pryzmat Ajurwedy.
I przez ten pryzmat próbuję zrozumieć, co się wydarzy.
Moje życie w zasadzie od początku naznaczone jest utratą i śmiercią. Gdy miałam 9 lat, moja mam zginęła w wypadku samochodowym. Takie doświadczenie zmienia na zawsze. Choć minęło od niego prawie 30 lat, zawsze jak do niego wracam, jestem poruszona.
Pozostało mi po nim poczucie kruchości życia, które bardzo dobrze oddaje średniowieczne memento mori.“Pamiętaj o śmierci”, pamiętaj o tym, że jesteś tutaj dzisiaj, w tej chwili, ale naprawdę nie wiadomo, czy będziesz tu wciąż za godzinę, jutro czy pojutrze.
Myślę, że każdy, kto doświadczył śmierci bliskiej osoby, zaczyna bardziej doceniać teraźniejszość. Doświadczenie śmierci na takim wczesnym etapie życia, kiedy jeszcze kształtuje się twój światopogląd, sprawia, że można nabrać niewłaściwych przekonań na temat tego, czym w ogóle jest życie.
Tak było w moim przypadku. Tym bardziej, że wkrótce po śmierci mamy, straciłam też tatę, który był uzależniony od alkoholu. Chociaż zmarł dopiero, kiedy miałam 22 lata, to po śmierci mamy miałam z nim bardzo ograniczony kontakt. Przeprowadziłam się do zupełnie innej części Polski, 100 kilometrów od miejsca, w którym się wychowałam. Zamieszkałam z moimi dziadkami i wychowałam się z nimi. A mojego ojca widziałam najwyżej raz do roku.
Te doświadczenia pokazały mi, że życie jest bardzo kruche i ulotne. Nauczyły mnie, że nie warto jakoś przesadnie inwestować w życie. Przecież w każdej chwili coś albo ktoś może nam je zabrać. Przez wiele lat miałam wrażenie, że pomimo tego że idę do przodu i rozwijam się, to jestem jakby zwrócona w stronę śmierci. Bo przecież po tej stronie byli wszyscy bliscy mi ludzie. Rodzice odeszli, a ja byłam zwrócona w stronę działań, które prowadzą do tego, że życie się kurczy, jest go mniej.
Jaką formę to przybiera? To może być na przykład odkładanie różnych planów na później, braku oszczędności (jak w moim przypadku) albo wręcz przeciwnie – właśnie oszczędzania na czarną godzinę i nie cieszenia się życia tu i teraz. Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić, gdzie będę mieszkać, bo chyba nie wierzyłam w to, że będę żyć wystarczająco długo, żeby sama wybrać jakieś miejsce.
Moja mama zginęła, mając 35 lat. Ja do 35 roku życia tak jakbym czekała, jakbym przeczuwała, że też odejdę w tym wieku. Miałam jakieś takie absurdalne przekonanie. Jak się okazało, że mam 36 lat i dalej żyję, to zaczęłam poważniej myśleć o wszystkich działaniach, które podejmuję w życiu.
W momencie swojego największego życiowego kryzysu, trafiłam do specjalisty, który zajmował się uzdrawianiem kręgosłupa. Powiedział mi, że gdy jego syn miał 5 lat, postanowił wyjaśnić mu, jak działa świat.
Opowiedział mu historię o tym, że każdy z nas ma do wyboru dwie księgi, z których ludzie mogą czytać. Pierwsza to księga zdrowia, witalności, życia, dobrobytu. Księga życia. Druga to księga choroby, trudu, cierpienia, użalania się. Księga śmierci. Każdy człowiek może zdecydować, z której księgi będzie czytał. Jego syn roześmiał się i zapytał: „tato, naprawdę jest ktoś, kto chciałby czytać z tej księgi choroby i śmierci? Nie żartuj”. Taka była jego reakcja.
Gdy usłyszałam tę historię, zalałam się łzami, bo uświadomiłam sobie, że ja właśnie jestem taką osobą. Że od bardzo wielu lat czytam z niewłaściwej księgi. Tej związanej ze śmiercią, z chorowaniem, z utrudnianiem, z cierpiętnictwem, z poczuciem, że jestem sierotą…
Gdy uslyszałam tę opowieść, poczułam, że coś we mnie puściło i że jestem gotowa, żeby powoli ruszyć głową. Bo to takie są drobne ruchy. To nie jest tak, że nagle się rzucę na tę księgę zdrowia i będę już tylko po jasnej stronie mocy. Nie, to jest powalone odwracanie się w stronę życia.
Problem był taki, że nie bardzo wiedziałam, jak tego życia się nauczyć. Bo skoro moi rodzice odeszli tak szybko, nie mieli za bardzo czasu, żeby mi powiedzieć, jak się żyje. To to źródło odpadło. Tym, do którego miałam dostęp, byli moi dziadkowie. Ale oni mieli już ponad 60 lat i życie z ich perspektywy też wyglądało inaczej.
Na pewno bardzo dużo cennego nauczyłam się od mojej babci, która była bardzo ajurwedyjską kobietą. Ale nauczyłam się od niej też takiego podejścia, które wynikało przede wszystkim z jej wieku. Żalu, wracania do przeszłości, rozpamiętywania, takiego gdybania. Poczułam, że potrzebuję też jakiejś innej wiedzy. Wiedzy, która jest bardziej czysta, bardziej autentyczna. Bardziej nakierowana na zdrowie i rozwijanie się, na obfitość, lekkość i radość.
I tą wiedzą okazała się dla mnie Ajurweda.
W Ajurwedzie znalazłam bardzo dużo odpowiedzi na wiele moich pytań i wątpliwości dotyczących tego, jak żyć. Mogę powiedzieć, naprawdę czując moc płynącą z tych słów, że nauczyłam się żyć dzięki Ajurwedzie. Nauczyłam się, czym jest życie, na czym ono polega i jak się o nie zatroszczyć, tak żeby wzrastać.
Niezaprzeczalnym atutem Ajurwedy jest to, że jest stara i sprawdzona. Na przestrzeni dziejów dużo było takich koncepcji, idei, pomysłów, dietetycznych i nie tylko, które się nie sprawdziły. Dziś są ciekawostką, o której uczymy się na histologii, na historii, na antropologii, na kulturoznawstwie. Nie zostały więc całkiem zapomniane, ale należą do przeszłości. Tradycje, które są żywe po dziś dzień, przetrwały dlatego że działają. Tak działamy jako ludzkość, tak w ogóle działa nasz kolektywny umysł, niedziałające rzeczy po prostu odpadają. Wpadają do piwnicy i stają się ciekawostką historyczną.
A jeśli coś dzisiaj, w 2020 roku sprawia, że dotarłaś do tego artykułu i przeczytałaś go do końca, to znaczy, że to jest żywe. Prawdziwe i skuteczne. To działało dla mnie, dla ludzi, którzy byli przede mną, dla klientów, pacjentów, dla lekarzy. Dla niezliczonych pokoleń. I dla mnie to jest też taka gwarancja, że mogę zaufać Ajurwedzie.
Oczywiście ona dopasowywała się do tego, jak się zmienia mentalność, jak się zmienia życie i środowisko, w którym jesteśmy, ale dalej jest. Wciąż można z niej korzystać, wciąż są ludzie, którzy chcą do niej sięgać. I to pokazuje, że właśnie w niej można znaleźć dom, w niej można odpocząć, do niej można wracać i w niej można się regenerować.
Ajurweda to dla mnie dom w sensie energetycznym, duchowym, ale też dom, w którym można znaleźć dużo odpowiedzi na tematy związane z fizycznością, z psychiką i z duszą.
Czuję, że dzięki Ajurwedzie wróciłam do siebie. Że dzięki niej mogę być sobą; że ona mi pokazuje, jak być sobą w sposób, który jest korzystny dla mnie i dla ludzi wokół mnie.
Za to jestem tej pięknej, prastarej wiedzy ogromnie wdzięczna.
Chcesz dowiedzieć się więcej o mojej drodze do Ajurwedy? Sprawdź wpis “Moja droga do Ajurwedy.
Interesuje Cię droga do Ajurwedy pod kątem zawodowym? Zajrzyj do wpisu “Ajurweda jako zawód“.