W tym wpisie podzielę się z Tobą moimi obserwacjami z pracy z kobietami chorującymi na tarczycę. Najczęściej były to osoby z niedoczynnością tarczycy i Hashimoto. Pokażę Ci nieco inną perspektywę patrzenia na te dwie coraz częstsze dolegliwości.
Chora tarczyca nie oznacza, że ten problem ogranicza się do Twojej szyi, Twojego gardła. Że jest umiejscowiony tylko w tej jednej części Twojego ciała.
W przypadku tarczycy jest kilka elementów, które chorują i wpływają na to, że tarczyca zaczyna niedomagać albo obejmuje ją stan zapalny. Elementy, które mają na to wpływ, przypominają trochę kostki domina.
Często jest tak, że póki kobiety nie czują się fatalnie, to nie dochodzi do diagnozy. Toczy się życie i bardzo powoli, stopniowo nawarstwiają się kolejne problemy, których nie da się jeszcze opatrzyć jakąś nazwą.
Kiedy w końcu trafiają na badania, do lekarza i dostają tę nazwę, na przykład Hashimoto albo niedoczynność tarczycy, to chciałyby, żeby ta nazwa była takim słowem-kluczem, opisującym całe zło, którego doświadczają w życiu, wyjaśnieniem coraz gorszego samopoczucia.
A najczęściej jest tak, że chora tarczyca wcale nie jest przyczyną Twojego złego samopoczucia, tylko jest skutkiem.
Jeśli interesuje Cię temat tarczycy, to na pewno czytałaś się w różnych miejscach, że odpowiada ona za gospodarkę hormonalną, czyli za hormony, które komunikują się z całym ciałem – docierają do różnych komórek i przekazują im polecenia.
Jeśli tarczyca nie działa właściwie, to wszystkie te, często dalekie, układy też nie będą działać właściwie. I chciałoby się powiedzieć: „to przez Hashimoto”, „to przez niedoczynność”, wreszcie – „to przez moją tarczycę”. Ale to nie jest tak, że chora tarczyca jest przyczyną.
Taka zmiana perspektywy jest kluczowa. Patrzysz na tarczycę, jako na efekt czegoś, co w Twoim ciele dzieje się już od dawna i czego do tej pory nie mogłaś jakoś nazwać.
Zapamiętaj: chora tarczyca to tylko skutek.
Jeśli szukasz podejścia, w którym będziemy walczyć z chorą tarczycą, będziemy niszczyć tę chorobę, to Hashimoto, tę niedoczynność, to nie znajdziesz go w Ajurwedzie. Jej perspektywa jest taka: zobacz, to jest stan zapalny – to jest Twoja chora tarczyca i ona chce Ci coś powiedzieć.
Tak naprawdę to ona, to Twoje ciało mówi do Ciebie językiem objawów już od dłuższego czasu. Tych objawów czasem jest naprawdę bardzo długa lista, ale póki współczesna medycyna nie obejmie ich jakoś jedną nazwą, to nie do końca wiadomo, jak się za objawy zabrać.
A gdy ta nazwa już się pojawi, często przypomina worek Świętego Mikołaja – jest w niej bardzo dużo rzeczy. Pojawia się pojęcie tak pojemne, że mieści się w nim bardzo dużo spraw. Za dużo.
Pod tę chorobę podpadają zarówno objawy dotyczące ciała, jak i sposoby reagowania emocjonalnego, myślenia, przeżywania świata, które też budują ten stan. Stan, który właśnie doczekał się jednej nazwy.
Mimo że Hashimoto jest takim workiem, a ta diagnoza jest bardzo pojemna i obejmuje różne aspekty życia, to współczesne, bardziej konwencjonalne metody próbują temat załatwić tabletką, przyjmowaniem hormonów w mniejszej lub większej dawce.
Skoro to tak wieloaspektowe zjawisko, to czemu na wszystko ma pomóc jedna tabletka?
Kobiety, z którymi współpracuję, zazwyczaj mają już to zrozumienie. Zmiana sposobu patrzenia na choroby tarczycy nie jest dla nich odkryciem Ameryki, a raczej potwierdzenie tego, co już przeczuwały.
Często są to kobiety, które szukały informacji w różnych książkach na temat tarczycy – jeśli się nim interesujesz, to wiesz, że jest dość popularny.
Informacji dotyczących stylu odżywiania, tego, czego należy nie jeść. Nie jedz, unikaj, nie możesz, musisz… Dotyczy to zarówno diety czy suplementów, jak i innych spraw, które mają stanowić taki „nawóz” dla ciała.
Nie ma w nich nic choćby o godzinach snu. O tym, jaki wpływ na tarczycę mają Twoje codzienne obowiązki, rozkład dnia. Nie ma w nich nic o psychologicznych przyczynach chorób tarczycy.
A chcąc uporać się z dolegliwościami tarczycy, potrzebujesz działań dotyczących zarówno odżywiania, jak i odnoszących się do stylu życia oraz psychiki.
Ze swojej praktyki wiem, że te dwa ostatnie kawałki zazwyczaj są praktycznie nieobecne w ich myśleniu o uzdrowieniu. Najczęściej wygląda to tak: biorę jakąś tabletkę, jakiś suplement, może przestaję jeść gluten, zaczynam jeść jogurt, suplementuję witaminy D3.
Ale nie ruszam tematu korzystania z telefonu komórkowego, codziennych spacerów, tego, o której chodzę spać, ile biorę na swoją głowę, jak przeżywam świat…
Zabierając się za uzdrawianie swojej tarczycy, potrzebujesz tej wieloaspektowości. Możesz być mistrzynią w komponowaniu posiłków bez glutenu, bez cukru i nie wiadomo jeszcze czego. Jeśli te dwie pozostałe sfery będą leżeć odłogiem, trudno będzie Ci osiągnąć pełnię zdrowia.
Pamiętam kobiety, którym zalecałam wcale nie trening, nie jogę, nie relaksację, tylko 15 minut spaceru dziennie. W odpowiedzi słyszałam „nie mam czasu”, „nie mam kiedy”, „nie mam jak”, „nie mam, gdzie pójść” itd.
Proste wydawałoby się zalecenie. Lekki ruch, bo wcale nie mówię tutaj o jakichś zaawansowanych formach. Mimo to bardzo często pojawia się taka ogromna blokada.
Z czego wynika? Z przyzwyczajeń, nawyków i naszych priorytetów.
Dochodzimy do tego, co jest kluczowe. Praca z uzdrowieniem tarczycy często powinna zaczynać się od zmiany przekonań. Lata konsultacji i obserwacji kobiet chorujących na tarczycę, pokazały mi to bardzo wyraźnie.
To są ważne i głębokie pytania. Te pytania zadaje Ci chorująca tarczyca. Zadając je, trzyma Cię za gardło.
Tarczyca odcina zasilanie, sprawia, że masz mniej siły, nie możesz się ze wszystkim wyrobić. Jesteś bardziej skoncentrowana na minimum potrzebnym do przetrwania.
Nie masz siły na wiele rzeczy, które tak naprawdę są zbędne. Ten mały zasób sił życiowych oszczędzasz więc na fundamentalne dla Twojego życia kwestie.