Zapraszam Cię do posłuchania rozmowy z Beatą z portalu wellnessday.eu o tym jak wygląda Ajurweda w kontekście polskich tradycji kulinarnych.
Ajurweda a tradycje kulinarne
Beata Mąkolska: : Cześć. Witam was na kanale Wellnesday.eu Dzisiaj jesteśmy we Wrocławiu. Rozmawiamy z Marią Nowak-Szabat, która zajmuje się tutaj Ajurwedą i wprowadza ją w zasadzie już od dłuższego czasu na te nasze polskie okoliczności. Powiedz Marysiu może na początek, od kiedy zajmujesz się Ajurwedą.
Maria Nowak- Szabat: Na początek witam Was bardzo serdecznie. Miło mi Was gościć we Wrocławiu, w naszym gabinecie. Naszym to znaczy w gabinecie, który prowadzę z moim mężem Michałem. Od kiedy się tym zajmujemy? Hobbistycznie to ponad dekadę a zawodowo od 4 lat.
To już jest kawałek czasu. Już na pewno z wieloma osobami się zetknęliście. Powiedz jak to jest, bo często jest tak, że rozmawiając (z różnymi ludźmi się spotykam), że o ile właśnie joga już się tak trochę przyjęła i nie jest taką abstrakcją w Polsce o tyle właśnie Ajurweda – ludzie się tak właśnie krzywią „Ajurweda? Jak to w Polsce, w naszych warunkach, da się?”. A Ty mówisz, da się.
Tak, da się. Jak najbardziej się da. Im głębiej wchodzisz w Ajurwedę, tym bardzie się okazuje, że to jest bardzo podobne do mądrości naszych mam, naszych babć, naszych prababć czyli do życia zgodnego z naturą.
Czyli to jest taka pierwotna wiedza, do której teraz wracamy. Znowu jest ten trend i zaczynamy do tego wracać. A powiedz czy już odkryłaś, co jest takiego wspólnego, bardziej namacalnego o czym mogłybyśmy powiedzieć, czy coś takiego znalazłaś wspólnego z tradycją naszych babć i prababć.
Jest mnóstwo takich rzeczy. Przez jakiś czas w grupie na Facebooku, którą prowadzę (to jest grupa która się nazywa Rok z Ajurwedą – jak macie ochotę to zapraszam), miałam tam taki cykl zatytułowany „Ajurweda w polskiej tradycji”. I tam moim celem było śledzenie tych powiązań pomiędzy tym, co mówi Ajurweda a tym czego uczą nas właśnie nasze mamy, babcie czy jakieś inne mądre kobiety. I np. kiszonki. Prosty przykład.
A mówi się, że to takie typowo polskie, że nigdzie tego nie ma.
Tak. Kiszonki, typowo polskie. Ale związane właśnie z tym, że mamy zimę, która jest mroźna i wtedy mamy relatywnie mało owoców. Może troszkę tam jabłek, gruszki, suszone owoce i potrzebujemy witaminy C. Więc nasi przodkowie wymyślili, że jeśli sfermentuje się ogórki, kapustę, pomidory, bo w dawnych czasach różne rzeczy się kisiło, to ta witamina w tym jest.
Bo to nie tylko ogórki, bo to też buraki, wiele korzeniowych warzyw.
Tak. Dużo takich rzeczy. Zresztą sam barszcz, żurek to też jest przecież kiszona, fermentowana w jednym przypadku mąka żytnia na żurek, w innym przypadku sok z buraków. I to jest to źródło i witamin ale też tych korzystnych substancji dla naszych jelit, wspomagających trawienie zimą, rozgrzewających i poprawiających nastrój. Jak zobaczysz, co Ajurweda mówi o kwaśnym smaku, to mówi dokładnie to. Kwaśny smak jest po to, żeby metabolizm lepiej przebiegał, żeby trawienie, przyswajanie było sprawniejsze, żebyśmy byli bardziej radośni. Ajurweda mówi: kwaśny smak przywołuje wewnętrzne dziecko czyli sprawia, że chce się żyć. I dokładnie to w tej Polsce, takiej trochę szarej, z krótkimi dniami w sezonie zimowym,myślę ze to jest taki kopniak.
Brakuje nam tego pierwotnego jedzenia, takiego zgodnego z tradycją, jak się okazuje zgodnego z Ajurwedą.
Powiem ci tak. Myślę, że Polacy i tak jeszcze są w miarę. To jest tak, że sporo w życiu podróżowałam i jak porównuję różne kraje to naprawdę w Polsce bardzo dużo rzeczy jeszcze wiemy. Jeszcze tego nie zatraciliśmy. Jesteśmy mocno połączeni z sezonowością, z lokalnymi produktami, z naszymi tradycjami kulinarnymi a w tych tradycjach jest głęboka mądrość, którą Ajurweda potwierdza, jest zgodna z tym, czego Ajurweda uczy.
Czyli to fantastyczne, bo właśnie się zastanawiałam, jak to przenosisz na tę naszą polską rzeczywistość. Okazuje się, że nie jest to takie trudne.
To jest bardzo proste. I w wielu wypadkach wymaga to docenienia tego, co już wiemy albo co nam się wydaje, że jest właściwe, dobre, co czasem wiemy od 20, 30 lat. I bardzo często moje klientki mówią „wiesz, moja babcia tak mówiła” albo „o, rzeczywiście jak byłam dzieckiem to to widziałam, tak robiłam, tak myślałam, tak czułam” albo mówią jeszcze inaczej „w gruncie rzeczy to zawsze miałam taką ochotę, żeby obrać jabłko” np. klientki tak mówią. Klientki, które cierpią na wzdęcia a jabłko ze skórką powoduje wzdęcia
Czyli tak intuicyjnie
Tak intuicyjnie. I teraz diagnoza ajurwedyjska mówi tak: dobrą masz intuicję. Bo wiesz, jabłko jest dla Ciebie ciężkie, jeśli jest ze skórką i nie ma co sobie zawracać głowy właściwościami: błonnikiem, nie wiadomo czym, jeśli ono ci szkodzi, jeśli sprawia, że puchniesz to należy je z tej skórki obrać. A błonnika, minerałów i witamin poszukać w czymś innym.
I to jest właśnie piękne, że indywidualnie się do tego podchodzi, bo ten ogólny podział, który (słuchajcie Marysia pisała kiedyś artykuły, są one na portalu) ten podział na Vata, Pitta, Kapha to jest tak, że ogółem ludzi dzieli się wedle tych typów ale uwzględnia się też te indywidualne preferencje, jak rozumiem?
Tak, Ajurweda uczy, że jakby w naturze występują trzy dosze: Vata, Pitta i Kapha. To rzeczywiście, tak jak powiedziałaś, jest taka rozbieżność wśród Polaków jak to mówić. Takim bardziej zbliżonym do indyjskiego brzmienia jest to f (ph). Oni to mówią jeszcze troszkę inaczej, coś czego my nie jesteśmy w stanie powtórzyć. Wyjaśniam, żeby uniknąć też niezręczności, bo ona się czasem pojawia. Niektórzy mówią np. Ajurwerda i to jest już na samym początku jakaś kpina. Joga to joga a Ajurweda i Kapha – jak to powiedzieć?
Więc są te 3 dosze w naturze i teraz w każdym z nas też one są. One zawiadują wszystkimi procesami życiowymi, w Tobie i we mnie. To co nas różni to proporcje. Ty czegoś masz więcej, czegoś masz mniej. Ja czegoś mam więcej, czegoś mam mniej. Jesteśmy taką unikalną kombinacją tych trzech elementów. Tak Ajurweda uczy. I teraz w momencie, w którym przychodzimy na świat jesteśmy właśnie tą naszą wersją idealną, tą naszą wersją doskonałą, tą naszą wersją pierwotną. A potem wydarza się życie
A potem są przekonania, wychowanie, szkoła i tak się to nakłada i nakłada.
A powiedz mi, bo teraz tak się mi trochę skojarzyło. Ja pisałam książkę o temperamentach. Tam jest choleryk, sangwinik, melancholik, flegmatyk. I tak naprawdę siedząc mocno w tym temacie zauważyłam, że wiele tych podziałów jest wokół tych samych tylko inaczej się nazywają, te jakby odmiany tożsamości – tak to nazwę. Ale dochodzi do momentu, w którym zaczynam z kimś rozmawiać i już mniej więcej wiem co jest dominujące albo dlaczego używa tego temperamentu w pracy. I założę się, że masz tak samo z doszami. To znaczy rozmawiasz z kimś i już jesteś w stanie określić, która jest dominująca, w którym momencie?
Tak. Bardzo szybko. Zanim jeszcze ktoś się odezwie. Np. jak patrzę na Ciebie i Twoją twarz to mogę się spodziewać, co będzie dalej. Albo to co usłyszę, będzie że tak powiem spójne z tym co widzę, albo będzie zaskakujące. Czasem pierwsze parę minut (tak jak czasem mówię, że klientka która do mnie dzwoni, żeby się umówić na wizytę) jeszcze nic o sobie nie powiedziała, tylko, że chce się spotkać a ja już mam pewne przeczucia, kto do mnie przychodzi.
Tak, tak, bo to jest bardziej takie odczucie niż coś logicznego, prawda?
I oto, i to. Bo to jest obserwacja sposobu, w jaki ona mówi, jak brzmi jej głos. Ajurweda nie opiera się na odczuciu, tylko na logice. Jest bardzo taką powiedziałabym ścisłą dyscyplina. Czy jej głos jest bardziej spokojny? Melodyjny czy bardziej piskliwy? Czy jest w pośpiechu? Czy daje mi dojść do słowa czy mi przerywa? Czy mówi do mnie: „Pani Mario to ja mam czas w sobotę o 11.00 to ja przyjadę” czy „Dzień dobry, ja chciałabym się z panią umówić jak pani dysponuje czasem” albo np. dzwoni i przez pierwsze 3 minuty opowiada mi o wszystkich, swoich dolegliwościach. To jest nasza pierwsza rozmowa. Także już na tym poziomie bardzo dużo da się powiedzieć.
A wracając do tego co powiedziałaś o typach, to jest tak, że panowie, którzy wymyślili tę teorię typów i właściwie medycynę, też humoralną a później te typy temperymentalne, mieli kontakt z wiedzą ajurwedyjską.
Bo to jest taka pierwotna wiedza, tego się nie da obejść. Mam wrażenie, że każdy, kto choć trochę miał styczność, to musi tego dotknąć i prędzej, czy później trafi do źródła po prostu.
Tak historycznie trafić do źródła to znaczy, że Aleksander Wielki pojechał do Indii i otoczył się tam jako mądry władca lokalnymi lekarzami, którzy mieli go wyratować, jakby ktoś go chciał otruć. I on tam zostawił niebieskie oczy, zielone. To do dzisiaj można zobaczyć wśród mieszkańców Indii- pięknie to wygląda- taka ciemna skóra, ciemne włosy i te jasne oczy. Robi to wrażenie naprawdę. Te wpływy tam są. Ale przywiózł ze sobą nie wiem czy ludzi ale na pewno teksty. I te teksty czytali już mądrzy ludzie w Grecji, w Rzymie. Stąd też pewne koncepcje tak naprawdę psychologii, medycyny, którą my uważamy za europejską są jakby przetrawioną wersją Ajurwedy.
To jest wszystko piękne tak naprawdę i nie dziwię się, że Cię to zafascynowało. Muszę jeszcze na koniec tego pierwszego odcinka: powiedz, nie każdy wierzy, że można działać w tej Ajurwedzie, żyć w niej , być w niej całą rodziną. Przecież u Was to jest cała rodzina. To nie jest tylko sposób na jakąś satysfakcję zawodową. To jest sposób na życie twoje.
Myślę, że to jest taki sposób, który jakby pokazuje mnie i mojemu mężowi, dla nas indywidualnie, dla nas jako męża, żony, mamy, taty, co nam służy, co nam jest potrzebne, jakie są nasze dzieci. Czy lepsze będzie dla nich wybranie się do jakiegoś głośnego, hałaśliwego miejsca czy właśnie na ogródek działkowy. Czy zjedzenie czegoś co jest kwaśne czy czegoś co jest słone? Czy zjedzenie kolacji o godzinie 19 czy bardziej o 20.00. To jest szereg takich małych decyzji, które opierają się nie na jakieś książce dla wszystkich i dla nikogo tylko na tej intuicji mamy i taty, która bardzo często sama jest trafna, jest dobra i potrzebuje tylko takiego wsparcia: „tak, dobrze robisz, Beata, dobrze robisz Marysia”, bo Twoje dziecko jest takie i ono potrzebuje tego i tego. Jak znasz Ajurwedę to mam poczucie, że bardziej ufasz temu swojemu głosowi, który coś Ci podpowiada. Oduczasz się tych wszystkich głupot i przypominasz sobie tę dobrą, mądrą wiedzę.
Czyli dla Ciebie to też taki sposób nawiązania kontaktu z własną intuicją. I takiego zaufania temu wewnętrznemu przewodnictwu, że tak powiem.
Wsłuchiwania się w tę wiedzę, która przecież jest jakby od zawsze. Jest w nas. I to co my robimy to faszerujemy się informacjami. Myślę, że w książkach, na portalach, webinarach, które czytamy robimy itd. można osiągnąć taki poziom, w którym mamy bardzo dużo informacji ale nie mamy wiedzy.
Jesteśmy odcięci. Mamy tu głowę a ręce gdzieś tam.
Dokładnie, tak jak mówią Tybetańczycy. Głowa jak arbuz a serce jak orzeszek. A to z serca, przecież wiesz. Wiesz nawet lepiej ode mnie sama, że to z serca płynie ten spokój, ta jasność, ta równowaga i ja bym dodała jeszcze do tego niezależność, bo ja bardzo sobie cenie wolność i niezależność, np. od produktów, od suplementów, od jakichś zaleceń, które każą mi coś kupować i robić w kółko. Ajurweda usamodzielnia, uniezależnia i uczy takiego bardziej oparcia na sobie i na naturze. Po prostu.
To też piękne podsumowanie: chcecie myśleć samodzielnie, chcecie czuć się wolni trzeba się zainteresować Ajurwedą.
Na dzisiaj to wszystko. Z Marysią jeszcze się spotkamy i porozmawiamy sobie o wiosennym, choć niekoniecznie wiosennym ale o oczyszczaniu według Ajurwedy. Dziękuję Ci serdecznie i do zobaczenia.