Odkąd pamiętam, wiedziałam, że nasze codzienne życie ma głębszy sens, ale czułam się wyobcowana, a moje spostrzeżenia o rzeczywistości były dla innych nie na miejscu. Posłuchaj o podejmowaniu decyzji w zgodzie ze sobą i o tym, jak ja to robię w swojej firmie.
Gdy trafiłam na Ajurwedę, poznałam dyscyplinę, w której takie refleksje są równie ważne, co dieta czy dbanie o siebie na poziomie ciała. Duchowy aspekt tego, jak o siebie dbać, jest bardzo istotny w Ajurwedzie.
Rozmawiając z kobietami, zauważyłam, że jest to dla nich ważny temat. Z biegiem czasu prowadzona przez te osoby, które tak żywo słuchały o celu i sensie życia, poczuciu bycia prowadzoną, zaczęłam poruszać te tematy coraz częściej. Stało się to dla mnie naturalne.
W tej rozmowie Diana Mazur, która jest absolwentką Szkoły Ajurwedy i konsultantką Nowej Świadomości, zadaje mi bardzo ciekawe i głębokie pytania dotyczące biznesu i bycia sobą w jego prowadzeniu.
Maria: Dzień dobry, witam Cię bardzo serdecznie Diana i dziękuję, że przyjęłaś zaproszenie do mojego podcastu w nietypowej roli, czyli roli osoby, która zadaje pytania.
Diana: Dzień dobry Marysiu, bardzo się cieszę, że mogę być z tej drugiej strony i zadać Ci parę pytań dotyczących Twojego biznesu. Sama korzystam z Twojej wiedzy i chętnie czerpię z tego, co przekazujesz. Uczestnicząc w Twoim, kursie Ajurweda-Biznes-Coaching, przekonałam się, że jesteś osobą, która podąża także w biznesie za swoim sercem. Jesteś jedną z nielicznych jeszcze osób w Polsce, która tworzy biznes, mogę powiedzieć nowego świata, w którym człowiek i serce zostały przywrócone na swoje miejsce.
Pomagasz i pokazujesz, że ważne jest być sobą, sprawiasz, że jest nam coraz lżej mówić, co czujemy, czego pragniemy i mobilizujesz też do tego, żeby znaleźć odpowiedź, na czym polega nasze życie. Często w delikatny sposób doprowadzasz do tego, że konfrontujemy się ze swoimi cieniami, traumami, które tak naprawdę pomagają nam zobaczyć tą jasność. I powiedz mi proszę, jak to jest być tą świadomą i pomagającą innym wzrastać kobietą nowego świata?
Maria: Dzięki, dziękuję Ci za te ciepłe słowa. To jest cudowne uczucie, bo to jest uczucie, że jestem na właściwym miejscu. I to od zawsze, odkąd byłam nastolatką, to była we mnie taka tęsknota za tym, żeby mieć konstant z wieloma ludźmi i żeby wpływać na ich życie. Pamiętam, że jak słuchałam tych wszystkich rozmów przy okazji Wielkanocy o tym, że ktoś sobie kupił Poloneza, a ktoś inny telewizor i o tym, gdzie na wakacje w tym roku, to czułam, że życie na pewno jest bardziej bogate niż te rozmowy o rzeczach materialnych i niż czekanie na ten raz w roku dwutygodniowy urlop i czułam się taka wyobcowana w tych rozmowach ze standardowego świata, bo czułam, że jest jakaś głębia też w tej codzienności, że jest coś takiego, o czym można by rozmawiać, co jest bardziej pociągające, co jest bardziej autentyczne.
I później, wiesz, przez lata, poprzez studiowanie, otaczanie się ludźmi, którzy mieli trochę szersze horyzonty w wielkim mieście, na studiach psychologicznych zaczynałam coraz częściej być bliżej tego, co mnie fascynowało w życiu, tych okazji, które przynosi każdy dzień, żeby się rozwijać, żeby odkrywać, po co jesteśmy, do czego zostaliśmy powołani. Ale nadal te rozmowy, takie moje refleksje dotyczące dharmy, które mi towarzyszyły naprawdę przez wiele lat, one w wielu sytuacjach wydawały się nie na miejscu. Nieraz się spotykałam z taką oceną mnie, że jestem egzaltowana, że jestem jakaś taka trochę oderwana od rzeczywistości, taka mistyczna, to byłby komplement, niestety często to były takie zarzuty właśnie, że no fajnie się o tym rozmawia, ale to jest nie z tego świata, tego się nie da włożyć do garnka, tego się nie da ugotować.
Powiem Ci szczerze, że kiedy poznałam Ajurwedę, to poznałam dyscyplinę, w której tego rodzaju refleksje są równie ważne, co refleksje dotyczące tego, jak jeść, jak o siebie dbać na poziomie ciała, na poziomie umysłu, ten duchowy aspekt jest przecież bardzo ważną częścią zdrowia i życia w ujęciu Ajurwedy. Więc jak już tam weszłam do tej Ajurwedy i zobaczyłam, że tam te moje refleksje są mile widziane i później, pracując z kobietami zauważałam, że one uważniej słuchają tej części, to było dla mnie naprawdę niezwykłe odkrycie, że ja tak na początku tylko przemycałam delikatnie te aspekty, pierwszy kurs online, który stworzyłam, Oczyszczanie z Ajurwedą, ma 21 lekcji i jedna jest lekcją, która jest takim oknem na te tematy, które mnie najbardziej interesują, ona nosi tytuł detoks serca i w większości ankiet po tym kursie, po dziś dzień, ta lekcja robi największe wrażenie na osobach, które przychodzą do tego kursu i chcą przejść oczyszczanie z Ajurwedą.
One przez tą lekcje zaczynają widzieć jakieś głębsze aspekty w swoim życiu. No i jak to, tak, jak uczę, tak, jak wiesz doskonale, że stale powtarzam, że klienci nam pokazują drogę, sypią przed nami te okruszki, po których idziemy do celu. Więc jak zauważyłam, że kobiety, które do mnie przychodzą, jasne, pytają o tę ciepłą wodę, o wodę z cytryną, o odchudzanie, o oczyszczanie, ale naprawdę oczy im się świecą i serce im tak się rozgrzewa, kiedy poruszamy te tematy dotyczące celu życia, sensu życia, tego poczucia bycia prowadzoną, tego, że czujesz się dobrze tu, gdzie jesteś. No i z biegiem czasu zaczęłam coraz odważniej te tematy poruszać, coraz częściej być właśnie w takim stanie, który jest moim naturalnym stanem, w takim stanie, który mnie te tematy interesują, ja nimi żyję, ja o nich mówię.
Więc jak, wracając do Twojego pytania i do takiej krótkiej odpowiedzi, dobrze jest mi tutaj, gdzie jestem, bo czuję, że jestem na swoim miejscu, do tego miejsca tęskniłam, o nim marzyłam przez wiele lat, próbowałam się jakoś okroić czy dopasować w innych miejscach, w innych kontekstach, gdzie tego rodzaju refleksje nie były mile widziane, teraz czuję, że jestem tu, gdzie mam być i bardzo się cieszę, jeśli to dobrze wpływa na kobiety, które przychodzą, które słuchają, na kobiety, ale też na ich mężczyzn, na ich synów, na otoczenie tych kobiet, bo wiesz dobrze sama ze swojego doświadczenia, że kobieta często jest tą ambasadorką Ajurwedy, ona się zapisuje na kurs, ona przychodzi, ale jej mąż korzysta z jej przemiany, jej dzieci biorą też udział w tej przemianie, jej wnuki tak, jak w Twoim wypadku, też korzystają z tego, że babcia zaczyna świecić swoim wewnętrznym światłem.
Diana: Tak, wzruszam się zawsze, kiedy tak mówisz, w ogóle, jak słucham Ciebie. Trzeba mieć taką wielka odwagę, żeby sięgnąć głęboko w siebie, Ty dokonałaś tego kroku, uwalniając wewnętrzne wszystkie blokady, zmieniając ograniczające Cię przekonania i wprowadzając kreatywność płynącą z głębi serca, tak. Dzisiaj biznes, który prowadzisz, przynosi Ci głębokie spełnienie, a obfitość, która z niego płynie, także finansowa, to tylko jedna z takich wielu, można powiedzieć, skutków ubocznych. Powiedz proszę, co było najtrudniejsze, taka jedna rzecz dla Ciebie na tej drodze, a co dawało Ci siłę, żeby iść i nie zatrzymywać się w chwili takich zwątpień, które każdy z nas ma.
Maria: Ta jedna rzecz, która wraca, bo ona była i ona też cyklicznie wraca, to jest odpuszczenie tego, co inni ludzie myślą albo mówią na mój temat. Ja jestem osobą, która jest dosyć wrażliwa na krytykę i biorę sobie do siebie słowa ludzi i te dobre i te złe. Taką po prostu mam właściwość, taka jest moja konstrukcja, gdzie praktykuję jogę od wielu lat, więc też rozwijam w sobie tą umiejętność odklejania się czy rozróżniania, nie brania do siebie, ale gdzieś mam wrażenie, że to jest taka moja cecha dana mi na to życie, na zasadzie, to idź teraz Maria z taką cechą brania do siebie i poprzez życiowe doświadczenia, ucz się, żeby do siebie nie brać.
I wiele takich momentów pamiętam, w którym tak się przejmowałam tym, co ktoś powie, tym, co ktoś pomyśli, tym, co ktoś oceni, jak ktoś oceni, że mnie to zatrzymywało i sprawiało, że pewnych rzeczy albo nie robiłam, albo unikałam, albo próbowałam się dopasować, trochę tak, jakbym się przebierała za kogoś, kim nie jestem. Później zaczęłam sobie uświadamiać, że to jest tylko moja percepcja, że w większości wypadków to w ogóle w tych opiniach i ocenach, to nie chodzi o mnie, że to, co ktoś inny ma do powiedzenia, to ma najczęściej bardzo mało wspólnego ze mną, a wszystko wspólnego z tą osobą, która mówi. Cytat, który bardzo lubię w tym kontekście przywoływać, to jest taki cytat, który po angielsku pięknie brzmi, I’m not who you think I am, you are who you think I am, czyli nie jestem tym za kogo mnie uważasz, to Ty jesteś tym, za kogo mnie uważasz. To jest bardzo głębokie przesłanie, głęboki cytat o tym, że kiedy my wyrażamy swoją opinię na temat drugiego człowieka, to tak naprawdę wyrażamy opinię na temat swojej cechy, która się w nim odzwierciedla. To jest ta koncepcja lustra, że jesteśmy w stanie tylko rozpoznać to, co jest w nas.
I jak zaczęłam sobie to uświadamiać, to tym bardziej się zaczęłam rozluźniać od różnego rodzaju moich takich spostrzeganych czy tych takich wyprzedzanych oczekiwań czy takich, wiesz, założeń, że ktoś uzna, że, ktoś oceni, że, że ktoś powie, że, zaczęło to się topić i dalej się topi, bo z każdym kolejnym przedsięwzięciem, nowym krokiem w Agni, zwłaszcza, jak robię rzeczy, które są mniej popularne, które idą w awangardzie, to też wracają te takie lęki właśnie na poziomie oczekiwania, że jakby ja się obawiam, oczekuję, że ktoś będzie miał coś do powiedzenia, a tak naprawdę to oczekiwanie jest pewnym założeniem, które nie musi się spełnić. To po pierwsze. A po drugie, nawet jak będzie miał coś do powiedzenia, no to już wiem, że będzie mówił o sobie i o tym, co w sobie jest dla niego nie do zniesienia albo co w sobie podoba mu się, co we mnie widzi, co się we mnie odzwierciedla.
I to jest takie uwalniające, bo to każdemu z nas i ja to czuję bardzo mocno, daje prawo do wyrażania siebie w taki sposób, w jaki chcemy siebie wyrażać, bez tego przycinania różnych aspektów swojej osobowości, bez tej próby wpasowywania się w konwencje. Podam Ci takie 2 bardzo jasne przykłady tego z mojego życia osobistego dla odmiany. Jesteśmy w trakcie budowania domu na Podlasiu i jest taki moment w budowie domu, kiedy ekipa pierwsza, która kończy szkielet, kładzie dach, domyka swoja pracę i robi tak zwany wianek. I ten wianek zazwyczaj to jest symbol krzyża, który się zbija z dwóch desek i przybija na dachu. Ten symbol już od dawna nie jest symbolem, który ze mną rezonuje, co więcej, jestem coraz bardziej sceptyczna co do tego symbolu. Do samego tego symbolu i do tego, jak on działa na obiekty, na przestrzenie, czemu on służy, to mi się trochę miesza historia religii, kościoła jako instytucji z rzeczywistą historią Jezusa i jego cierpienia. Jestem, powiedziałabym, że właśnie sceptyczna, na pewno neutralna, to już dawno przestał być mój symbol.
I teraz przyjeżdża ekipa, która mi mówi, ten chłopak taki jeden z nich, Marek, jeszcze ciekawe, no nie, że tak jakby wariant mojego imienia, mężczyzna, który się tam zjawił, taki z naszego klimatu, mówi mi z takim entuzjazmem, że on nam zrobi taki piękny wianek, taki krzyż i z tą szałwią z ogródka, a ja tak czuję, że mój entuzjazm po prostu idzie w dół i zastanawiam się czy mu powiedzieć, że my nie chcemy tego i że chcielibyśmy coś innego, bo już o tym rozmawialiśmy z Michałem, że chcielibyśmy serce, to jest nasz symbol, czemu nie? Równie piękny, nośny, taki, który z nami rezonuje, niech zrobią tak, jak każe tradycja, ale z innym symbolem, bardziej naszym. I tak jakoś, no zostawiam ten temat, Michał wie, że jakby mamy trochę inną wizję, z drugiej strony jest ten pełen entuzjazm, bo Marek.
I przyjeżdżam następnego dnia i widzę ten wianek na dachu i to jest serce wycięte z płyty pilśniowej, takim sznurem szałwii zebranej w ogródku i myślę sobie, o wow, jak to się stało, a Michał mówi, no wiesz, poszedłem do niego i powiedziałem mu tak, tak powiedziałem mu tak łagodnie, żeby zrozumiał, żeby nie urazić też niczyich uczuć albo przyzwyczajeń, bo to jest pewna konwencja w tym zawodzie, to jest ważne dla budowlańców, nawet jeśli oni nie są tacy bardzo religijni, to jest taki jakiś rodzaj błogosławieństwa. I on przychodzi do mnie taki roześmiany i no wiem Maria, słyszałem, że wolisz serce, taki mamy dla Was piękne serce, a potem, jak już ono przestanie wisieć z boku domu, to jest taka tradycja, że się je wkłada jakby między tam dachówkę, a jakieś poszycie dachu i on ten symbol, ten gest błogosławieństwa zostaje jakby na zawsze w domu, z takimi życzeniami wszystkiego dobrego od tej ekipy, która dom stawia.
I jak patrzę na zdjęcie naszego domu i widzę to serce, które jest na rogu, to czuję, że jestem szczera ze sobą, że miałam odwagę, żeby powiedzieć, ten symbol po prostu, ten symbol krzyża, tradycyjny symbol krzyża nie rezonuje ze mną. Skoro to jest mój dom i mogę wybrać, nasz dom, możemy wybrać, to wybierzmy coś, co jest naprawdę nasze. I okazuje się, że przejdziemy do historii w historii tej firmy, zresztą fantastycznej firmy, Bajkowe domy, którą bardzo serdecznie przy tej okazji polecam, jako jedyny dom, który miał wianek w kształcie serca, ale nie jako jakaś grupa takich właśnie dziwolągów czy ludzi, którzy obrażają uczucia religijne, tylko ludzi, którzy mieli odwagę zrobić to po swojemu.
I zdjęcie naszego domu z wiankiem w kształcie serca, zasila galerię tej firmy i pokazuje projekt serca, projekt domu, który jest domem zbudowanym zgodnie z zasadami architektury wedyjskiej, czyli wastu, jest ułożony pod nas, cała budowa miała taką specyficzną energię, też Michał troszczył się o tą ekipę, która budowała nasz dom przez ten okres dwóch czy trzech miesięcy. Także to serce zostaje jako taki znak czy tytuł rozdziału, który otwiera bardzo przyjemne wspomnienia. I ja czuję, że to rzeczywiście było w zgodzie z nami. I przyszła mi do głowy jeszcze druga historia, ale myślę, że ta pierwsza bardzo dobrze oddaje sedno tego, tej odwagi zrobienia po swojemu i uszanowania tego, że coś już dłużej nie jest moje, że nawet, jeśli wyrosłam w pewnej tradycji i diametralnie jej nie zmieniłam, to ona po prostu już przestała być tak bliska, żebym ja musiała ją nosić na szyi albo stawiać w ogóle na czubku swojego domu.
Diana: Wow, po prostu wow. Wiem, dlaczego wybrałam Ciebie na swoją przewodniczkę. Wiem też, że wszechświat nie podaruje nam niczego ponad to, co jesteśmy w stanie udźwignąć i kiedy Ty zaczęłaś podnosić swoją energię, wibrować w tej nowej częstotliwości, stałaś się takim magnesem przyciągającym wszystko czego pragniesz. To jest taki moment, że możliwości i okoliczności spadają Ci dosłownie z nieba, tak. I wiele osób nie potrafi zostać w tym połączeniu, w tej miłości i powiedz Marysiu proszę, jak poradzić sobie z tym, nie popadając w tak zwane samouwielbienie, bo u Ciebie tego nie widać, Ty jesteś dalej tą Marysią, tak, tą osobą właśnie idącą za głosem tym, który masz w sobie.
Maria: No to jest piękne pytanie i takie bardzo szeroko można by na nie odpowiedzieć, bo myślę, że ta, przede wszystkim ten proces, który opisałaś, ten proces otwierania się na obfitość, to jest wracanie do tego, co przynależy do życia od samego początku, do każdego życia. Każdy z nas dostał to błogosławieństwo w momencie połączenia plemnika taty i komórki jajowej mamy i dostał zielone światło i błogosławieństwo na doświadczanie obfitości w swoim życiu. Różne historie pisze życie, wiem to jako osoba, która zawodowo słucha historii innych ludzi, Ty też to wiesz, konsultujesz, słuchasz, wiesz, że często w tych historiach jest dużo cierpienia i czasem wydaje się, że u kobiety, która przychodzi na konsultacje i ma 30 lat i doświadczyła tak wielu rzeczy, to teraz główna praca polega na tym, żeby uzdrawiać, odpuszczać i żegnać wszystko to, co blokuje przepływ obfitości. Bo ta obfitość na początku jest, jest ten wielki wybuch, jest to światło, jest to życie, jest ta ciąża, która się kończy sukcesem i ten pierwszy sukces mamy i dziecka, jak mówi pięknie Anna Choińska, poród.
Potem się zaczynają różne historie życiowe, niektóre są pisane bardziej życzliwie, niektóre są pełne cierpienia i przychodzi taki moment w życiu, już w tej dorosłości, kiedy my możemy ukierunkować swój czas i swoją energię na uzdrawianie i odpuszczanie tego, co blokuje kontakt z naszą naturą, czyli z tą naturą, która jest pełna inspiracji. Z tym, że o czymś myślę i spośród tysiąca książek, dotykam właśnie tej jednej, a w niej jest to jedno zdanie.
Z tym, że z takich ostatnich przykładów, zaczęłam bardziej zabiegać, bardziej, właściwie po raz pierwszym, odkąd prowadzę firmę, o to, żeby się mną zainteresowały media, gazety, jakieś portale i zaczęłam działać w tym kierunku i niemalże równocześnie przyszła propozycja od takiego dużego polskiego wydawnictwa, czy chciałabym wesprzeć promocję książki ajurwedyjskiej, przetłumaczonej z języka angielskiego niedawno. Tak jakby symultanicznie, jest to życzenie, że chcę być bardziej widoczna i nawet jestem gotowa zapłacić za tą reklamę gdzieś czy za to, żeby to wydawnictwo wspomniało, że jest patronem Ajurweda Summit, a tu wydawnictwo przychodzi, puka i mówi, Pani Mario, czy Pani by może chciała napisać recenzję i składa się tak, że mowa o książce, której autorka była na Ajurweda Summit i nie dość, że była, zaprosiłam ją, bo wcześniej znałam tą książkę, bo to jest przepiękna książka i przepiękna osoba, to jeszcze dobrze mi się z nią rozmawiało, naprawdę poczułam ją jako osobę, był ten taki vibe, że ona stała mi się bliska, więc naturalnie mówię, tak.
I tego rodzaju przykładów w życiu, w którym jesteśmy otwarci na inspirację płynącą z fragmentów piosenek, których słuchasz w radio, z książek, z rozmów, z tych książek właśnie, które się otwierają na tej stronie, z tego, nie wiem, właśnie Summitu, który trwa 8 dni, ale Ty usłyszałaś tylko to jedno zdanie w tej jednej rozmowie. To jest taki nasz stan naturalny i jak sobie to zaczynamy uświadamiać, jak ja sobie zaczęłam to uświadamiać, że to nie jest jakiś stan jakiegoś, wiesz, jakiegoś upojenia, uniesienia, natchnienia, trochę jak w jakiejś fazie, nie wiem, alkoholowej, narkotycznej czy jakiejś innej, w takim po prostu oderwaniu, tylko to jest taki nasz naturalny stan. No to w naturalnym stanie nie ma miejsca na jakąś taką wyższość, próżność czy pewnego rodzaju właśnie takie wywyższenie siebie, bo skoro to jest naturalne, no to naturalnie w tym jesteśmy i w tym się poruszamy.
I bardzo przyjemnie jest spotykać innych ludzi, którzy są na podobnym poziomie i można z nimi porozmawiać o, w cudzysłowie, wielkich osiągnięciach w sposób naturalny, powiedzieć sobie o swoim sukcesie, a potem przejść do tego, żeby ktoś podał solniczkę, bo sałatka jest trochę za mało dosolona. I tak dalej, to się jakby mieszają te wątki, to wszystko jest częścią życia. Mam wrażenie i ja przez wiele lat byłam w takim programie, więc doskonale to rozumiem, że są osoby, które są zorientowane na utrudnianie sobie sukcesu i obfitości, ja byłam w tym naprawdę bardzo dobrze wyćwiczona, z racji tego, że mam dosyć prężny, taki powiedziałabym, intelektualnie rozwinięty umysł, to czytałam różne książki i wybierałam najbardziej wyrafinowane strategie tego utrudniania sobie, tego, żeby mi nie szło tak lekko i tak łatwo, jak mogłoby mi pójść. I rożne były nazwy na to, różne były warianty, ale sedno było takie samo, żeby żyło się ciężko, żeby było na co i na kogo narzekać, żebym była tą osobą, dla której nie starczyło, która przyszła za późno, która powinna być pierwsza, a była druga i tak dalej.
I zobaczyłam to bardzo wyraźnie chyba po raz pierwszy, tak, jakby mi ktoś ściągnął zasłonę z oczu, w 2007 roku, kiedy miałam bardzo poważny uraz kręgosłupa, zaczęło się niewinnie, spadłam z huśtawki na placu zabaw, ale ponieważ niedopatrzona kontuzja tego rodzaju w ciągu godzin potrafi naprawdę mieć dramatyczne konsekwencje, to kilkanaście godzin później, kiedy już wróciłam do domu, (ten wypadek miał miejsce za granicą w Szwecji, więc jeszcze w grę wchodziła podróż z ciężkim plecakiem), ten uraz miał już tak poważne konsekwencje, że lekarka wysłała mnie na operacje, jakby od razu, dodając coś takiego bardzo zachęcającego i pokrzepiającego w stylu, Pani ma kręgosłup, jak sześćdziesięcioletnia kobieta. Dla mnie to było nie do przyjęcia, ja wtedy miałam 20 parę lat, nie do przyjęcia, że pójdę na operację, sama kombinacja leków, które dostałam, czyli leku przeciwbólowego, który sprawia, że nie czuję bólu, z lekiem, który zmniejsza napięcie, rozluźnia, co sprawia, że mogę się ruszać w sposób, w który nie powinnam się ruszać, tak jakby znieczulone miejsce traci trochę tą swoją inteligencję unikania ruchów, które pogłębiają uraz.
To pamiętam, że zaczęłam szukać, rozglądać się i dostałam kontakt do osoby w Krakowie, która pewnie dalej praktykuje i dalej się tym zajmuje, do fantastycznego terapeuty związanego z medycyną ajurwedyjską, z medycyna tybetańską, mongolską i on mnie wziął na stół, to była bardzo głośna sesja, bardzo dużo płakałam i krzyczałam w trakcie tej sesji, ponieważ tego bólu w moim ciele było bardzo dużo i nie tylko w kręgosłupie, kręgosłup to było coś, czego on ledwo dotknął, powiedziałabym. I na zakończenie tej sesji, jak ja taka totalnie zmięta usiadłam na łóżku i z jednej strony czułam ulgę, a z drugiej zastanawiałam się, Boże co ci ludzie obok w tym gabinecie fryzjerskim myślą o mnie, o nim, o tym, co się tutaj wyprawia, jak to brzmi, jak z sali tortur. A on mówi wtedy w takim właśnie stanie otwarcia, takiej receptywności, takiej wrażliwości powiedział, podzielił się taką historią, że opowiadał swojemu synowi, kiedy on miał 5 lat, jak można żyć i opowiadał mu o dwóch księgach, z których każdy z nas może czytać, o księdze życia, zdrowia, obfitości, dostatku, o księdze powodzenia i o drugiej księdze, o księdze śmierci, choroby, utrudniania sobie, braku, krzywdy i cierpienia. I opowiadał mi to tak jakby nie do mnie, a przy mnie i wiesz, i mówię temu synowi. Że każdy z ludzi ma wybór, ma wolną wolę, z której księgi chce czytać, czy chce czytać z księgi życia i zdrowia, czy z księgi śmierci i cierpienia.
I kontynuując tą historię mówi, wtedy mój syn popatrzył tak na mnie ze zdziwieniem i zapytał, tato, a ktoś w ogóle chciałby czytać z tej księgi śmierci, choroby? I ja słuchając tego, czułam, jak zaczynają mi łzy płynąć z oczu i uświadomiłam sobie, że ja chciałam czytać z księgi śmierci, choroby, braku i cierpienia i czytałam, i jakby to czytanie doprowadziło mi do tego stanu, w którym się znalazłam na jego łóżku. I jak sobie uświadomiłam tę historię i to, że my naprawdę mamy wybór, to od tamtego czasu zaczęłam bardziej uważnie się przyglądać swoim wyborom, jak widziałam, że one kierują się w stronę tej księgi śmierci, cierpienia, braku, to zastanawiałam się wtedy, czemu i gdzie mogę pójść, żeby skierować się tam, gdzie jako żywa, żyjąca istota powinnam w cudzysłowie się kierować, czyli do księgi zdrowia, obfitości, życia, przepływu.
I stąd też później pojawiły się ustawienia systemowe, stąd pojawiła się Ajurweda, czyli wiedza o życiu, tam jest choroba, dolegliwości, ale Ajurweda, te słowa tłumaczy się jako wiedzę o życiu, wiedzę o zdrowiu, jako wiedzę profilaktyczną, która uczy żyć. I myślę, że te, zobacz, to już od tamtej historii minęło 15 lat, 15 lat później czuję się bardzo komfortowo, codziennie wybierając księgę zdrowia, życia, obfitości, sukcesu, tego, co jest naturalne dla życia. Jeśli nadal mi się czasem zdarza, a zdarzają się różne autodestrukcyjne porywy, bo mam w sobie element Vaty, więc Vata bywa twórcza, Vata bywa autodestrukcyjna, to przyglądam się uważnie, iż zastanawiam się, skąd ten wpływ do mnie dociera i jeśli on mi nie służy, to go po prostu delikatnie przykręcam, rzadziej słucham radia, mniej oglądam telewizji, nie podejmuję pewnych tematów, nie sięgam po pewne napoje, nie jem pewnych rzeczy. Przykręcam tą autodestrukcję i zwracam się w stronę księgi, która emanuje światłem.
Diana: Aż ja mówię, że trudno nam czasami uwierzyć, że to my sami wytwarzamy te okoliczności, po coś. Ta historia, to już była odpowiedź na następne pytanie, sama ją po prostu dałaś pięknie i tak bardzo z Tobą to przeszłam, bo miałam podobny przypadek z kręgosłupem, mając 20, bodajże chyba 26 lat, z dwójką małych dzieci, gdzie 3 miesiące byłam unieruchomiona praktycznie i lekarze powiedzieli, że nie ma szans bez operacji, a jak się skończy, to też nie wiadomo.
Maria: Tak.
Diana: I też zjawił się na mojej drodze jakiś anioł, który powiedział, że w żadnym wypadku, dziewczyno, jesteś za młoda na to, przecież możesz być kaleką. Ja mówię, a jak ja inaczej, ja nie chciałam tej operacji, oczywiście, że nie chciałam, ale jak mi mówili wkoło wszyscy, że nie ma szans, to już człowiek tak się poddaje i tak zwątpiłam w siebie wtedy i on właśnie takimi naturalnymi sposobami mówi, ból i tak już jest, więc jeszcze trochę go zniesiesz, ale zobaczysz, że będzie inaczej. I to jest tyle lat i ja do dzisiaj nie miałam ani jednego problemu z tym miejscem. Także wystarczy po prostu, żebyśmy byli otwarci na wszystko, co się w nas, wokół nas pojawia, tak, na te wskazówki od innych, na to, co my chcemy naprawdę, bo skoro ten organizm Ci pokazuje, Twoje ciało Ci mówi, nie, a ktoś Ci mówi, Ty musisz, no nie, no nic nie muszę, zrobię to, co jest ze mną spójne i wtedy zobacz, cudownie zdrowiejemy. I cuda się dzieją w życiu.
Maria: Tak, dzieją się i wiemy to dobrze, pracując z ludźmi, słuchamy tych historii, w kontekście Ajurwedy, wśród klientów Ajurwedy, cuda, powiedziałabym, są na porządku dziennym, mniejsze i większe, ale często o nich słucham i lubię o nich słuchać. A w szerszym świecie też, jak się dobrze ucho przyłoży, to nawet tacy zwyczajni ludzie, z którymi się mijamy w supermarkecie, też mają swoje opowieści o cudach, które się zadziały, o dzieciach, które przychodzą do bezpłodnych rodziców, o ostrzeżeniach, które przychodzą z jakiejś innej przestrzeni, o takich cudownych zbiegach okoliczności, które każą Ci zjechać z autostrady po to, żeby uniknąć czegoś, o czym później się dowiadujesz, że się wydarzyło. Myślę, że ludzie mają dużo takich historii, a jak się żyje świadomie w tej nowej świadomości, którą znasz i w której pracujesz, to to po prostu jest, jak stwarzanie większej liczby okazji na to, żeby ten cud czy te cuda działy się codziennie, nie od święta i nie przypadkowo, tylko każdego dnia.
Diana: Tak. Mam pilnować czasu, więc…
Maria: Na spokojnie.
Diana: Dziękuję Ci Marysiu za tą piękną i wartościową rozmowę. Myślę, że jedną z takich najważniejszych rzeczy jaką można zrobić w swoim biznesie i też w swoim życiu, to właśnie działać w porozumieniu z energią miłości wszechświata, wtedy możemy być pewni, że zmierzamy we właściwym kierunku i wszystko dzieje się dla nas tak, jak powinno się dziać dla naszego największego dobra. I cóż, Ty dla mnie jesteś tylko żywym przykładem, za co Ci dziękuję i za tą rozmowę.
Maria: Dziękuję Ci bardzo Diana, dzięki. Te rozmowy powstają, wiadomo w interakcji, w takiej ciekawości na żywo, tak, obie jesteśmy ciekawe, ale one też powstają jako inspiracja dla innych kobiet, które się w pewnym sensie przysiadają do tej rozmowy, bo wiem, że wiele zdań, które tutaj padło, to nie są zdania z głównego nurtu. Nie tak jesteśmy programowani, nie tego jesteśmy uczeni, bo niestety można odnieść wrażenie, że nasza kultura od wczesnych lat, a ostatnio to nawet chyba od pierwszych dni naszego życia, programuje nas na cierpienie. I pewnego rodzaju rozmowy i pewnego rodzaju klimat rozmów, wydaje się nawet w pewnych środowiskach nie na miejscu.
Więc tą rozmową obie pokazujemy, że można w ten sposób rozmawiać o życiu, można tak do życia podchodzić i grupa osób, które tak podchodzą do życia, rośnie, mimo tego, że te instrumenty lęku, wywierania nacisku i kontroli, też rosną, tak, że przypominają rzeczywistość totalitaryzmu z zeszłego wieku, to jednocześnie liczba ludzi, którzy budzą się do tego, że mogą kreować swoje życie, czytając z księgi zdrowia i obfitości, też jest większa niż kiedykolwiek. To jest pocieszające, to jest tak, jak nieraz już mówiłam, mnie pociesza zasada pareto, która mówi, że wystarczy, że 20% ludzi zaczyna podnosić swoje wibracje i być częściej w zgodzie, w spokoju, w miłości albo przynajmniej w akceptacji tego, kim są.
Akceptacja jest też bardzo przyjemnym i dla wielu takim osiągalnym stanem, akceptacja, czyli taka zgoda na to, kim jestem, gdzie jestem, co mnie otacza. I wtedy ta wibracja niby mniejszej części ludzi, ale jednak, no właśnie, mniejszej, ale bardziej znaczącej, w takim sensie, że to ułatwia życie tym pozostałym, którzy czasem się dają gdzieś zmanipulować, zakręcić, którzy od początku wszystkie treści, które widzą, to są treści pochodzące z tej księgi, długo się nie orientują, że w ogóle jest jakaś inna, że to z tej innej też można czytać i że tym, co nas dalej wyróżnia z królestwa roślin i zwierząt jest to, że jesteśmy ludźmi i mamy wolną wolę i to my decydujemy o tym, jak przeżyjemy to życie.
Diana: Tak, a do tego potrzebne właśnie jest mieć otwarty umysł i serce.
Maria: Tak. Dzięki serdeczne, piękna rozmowa, jaki cudowny początek wtorku, co?
Diana: Przepiękny.
Maria: Powiedz Diana jeszcze na zakończenie parę słów o sobie, bo to też jest ciekawe, kim Ty jesteś i czym się zajmujesz.
Diana: Jestem konsultantką nowej świadomości, korzystam z Ajurwedy i theta healing, najwięcej nauczyłam się korzystając z kursów u Ciebie i teraz ja jestem gotowa i inspiruję osoby, które chcą podążać za swoim głosem, swojego serca, żeby odnaleźć tą równowagę i radość w życiu.
Maria: Dzięki.
Diana: Także na razie są to konsultacje, w tej chwili już jestem w trakcie przygotowania pierwszego warsztatu, rozmowa się już odbyła na pierwszy warsztat, jeszcze nie mogę nic powiedzieć, ale już tak się bardzo cieszę, że będzie to szło jeszcze dalej. No i tyle. Próbuję nieść te światło, które sama dostałam.
Maria: Dzięki, dziękuję Ci bardzo serdecznie Diana za to, kim jesteś przede wszystkim, za to, że idziesz w stronę swojego światła, nie zatrzymując się na kilka miesięcy, na kilka lat, tylko odkrywasz wszystko to, co przeszkadza, uzdrawiasz, odpuszczasz i dzięki temu, ja bym powiedziała, że niesiesz, to już nawet nie, że próbujesz, tylko że niesiesz to światło dalej.
Diana: Dzięki.
Maria: Dzięki, wszystkiego dobrego dla Ciebie.
Diana: Wszystkiego dobrego.